Skip to main content

Gruzja: Gruzińska Droga Wojenna i majestatyczny Kazbek

Zanim jeszcze przyjechałam do Gruzji wiedziałam, że Kazbegi (a po prawdzie od 2007 roku Stepancminda) będzie ważnym punktem na mojej trasie, jednak nie spodziewałam się, że aż tak zakocham się w tym miejscu. Można by rzec – niby nic specjalnego: małe miasteczko, klasztor i góra. Ale jaka to piękna góra z tego Kazbeka! A jak pięknie położony klasztor, który na pewno kojarzycie nawet nie będąc w Gruzji, bo mimowolnie stał się jej symbolem. W Kazbegi trochę jakby czas się zatrzymał, można tam siedzieć godzinami i gapić się na Kazbek. Zanim jednak dojedziemy do Kazbegi pokonać trzeba większość tzw. Gruzińskiej Drogi Wojennej, przy której kryje się wiele perełek, o których dziś Wam opowiem.

Marszrutka z Tbilisi (dworzec Didube) do Kazbegi kosztuje 10 lari, jednak jeśli dogadacie się a taksówkarzem i najlepiej zbierze się więcej chętnych to można pojechać za 15 lari, ale z przystankami przy najważniejszych punktach Gruzińskiej Drogi Wojennej i osobiście taką wersję Wam polecam. 5 lari więcej to nie majątek a przesiadać się z marszrutki do marszrutki, po to żeby zrobić sobie przystanek zajmie Wam bardzo dużo czasu. Nasza trójka miała szczęście, bo pozostałych trzech chętnych na wspólną taksówkę mieliśmy już po kwadransie.
Zacznijmy może jednak od tego, żeby pokrótce wyjaśnić czym Gruzińska Droga Wojenna jest, bo brzmi to trochę groźnie. Tymczasem jest to jedna z najpiękniejszych tras jakimi jechałam a jej nazwa nie odnosi się bynajmniej do współczesnych czasów. Szlak prowadzi z Tbilisi przez Wielki Kaukaz aż do Władykaukazu w Północnej Osetii i liczy łącznie 208 km. Do Kazbegi z Tbilisi jest 130 km. Już w czasach starożytnych ta droga łączyła Kaukaz Południowy z Północnym a podczas rosyjskiej aneksji Kaukazu na początku XIX wieku, właśnie ze względu na toczące się tu walki, droga otrzymała miano drogi wojennej. Później została przebudowana, autorem był z resztą Polak, Bolesław Statkowski. Dziś jest ona w całkiem niezłym stanie jak na gruzińskie warunki, choć muszę przyznać, że na polskie drogi będę od tej pory patrzeć łaskawszym okiem.
Ponieważ wciąż jest to główny szlak transportowy do Rosji można trafić na sznur tirów oczekujących na przejazd jak również spotkać ich wiele po prostu na trasie. Wyprzedzanie odbywa się tutaj na zakrętach wszelkimi możliwymi sposobami, szczególnie im bliżej miejscowości narciarskiej Gudauri i Przełęczy Krzyżowej tym nerwy powinny być coraz bardziej ze stali.

Zbiornik Żinwali

Jednak na początku jest całkiem prosto i przyjemnie, pierwszy przystanek, około 50 km od Tbilisi to absolutnie wyjątkowy i malowniczy Zbiornik Żinwali (Jinvali, Zhinvali), który od 1985 roku służy przylegającej do niego elektrowni. Zbiornik oczarowuje kolorami i spokojem, jaki tu panuje. Gdyby nie zniecierpliwiony taksówkarz, mogłabym stać i gapić się na jezioro jeszcze długo.

Twierdza Ananuri

Po drugiej stronie Żinwali, jakieś 16 km dalej znajduje się kolejne absolutnie malownicze miejsce – twierdza Ananuri, druga najlepsza moim zdaniem atrakcja po Kazbeku. Pogoda była tego dnia dość kapryśna a chmury, które zebrały się w tym czasie nad Ananuri dodały panoramie dramatyzmu. Zanim wejdziecie w obręb murów warto cofnąć się nieco na mostek, z którego jest moim zdaniem jeden z najlepszych kadrów fortecy.
W Gudauri trzeba zaplanować dłuższy postój żeby wjechać wyciągiem na górę i podziwiać nieziemskie panoramy, dlatego opcja z taksówką tutaj się nie sprawdzi i zaplanowaliśmy postój w Gudauri wracając z Kazbegi do Tbilisi.

Przełęcz Krzyżowa

Droga zaczyna się dość ostro wić, jedziemy coraz wyżej i w absolutnie szalony sposób wyprzedzać tiry i wszystkie inne auta na drodze. Jestem jednak spokojna, bo nasz kierowca pokonuje tę trasę zapewne co najmniej 2 razy dziennie, więc wie co robi. Ostatni przed naszym celem postój to platforma widokowa na kanion rzeki Aragwi, czyli owalna konstrukcja z arkadami i socjalistycznymi malowidłami, znana również jako kamienny chaos i faktycznie jest to miejsce unikalne chyba nie tylko w skali Gruzji. 70 metrowy fresk powstał w 1983 roku z okazji 200 rocznicy ustanowienia rosyjskiego protektoratu nad wschodnią Gruzją w zamian za ochronę przed napaściami z południa. Jednak platforma – ta niemała szkarada jest tu mniej ważna, bowiem clou programu są wspaniałe widoki, jakie z niej można podziwiać. Przyjechaliśmy akurat na zachód słońca, który jeszcze spotęgował piękno tego miejsca. Dla odważnych jest również możliwość polatania nad kanionem paralotnią, cena takiej przyjemności to między 150 a 200 lari. Obłędne doznania gwarantowane.

Kazbegi i majestatyczny Kazbek

W Kazbegi zaplanowaliśmy spędzić weekend a pogoda była dla nas wyjątkowo łaskawa i majestatyczny Kazbek dał się podziwiać codziennie. Uznaliśmy to za wyjątkowe szczęście i komplement, bowiem ponoć pokazuje się tylko dobrym ludziom. Kazbek (a po gruzińsku Mkinwarcweri) mierzy 5 033 metry wysokości i jest drzemiącym (spokojnie, już od ponad 6 tysięcy lat) wulkanem a jego nazwa oznacza zamarznięty szczyt.

Utknąć przed szczytem

Tak nam się wygodnie złożyło, że w Kazbegi dołączyli do nas Ewa i Maciek, którego autem mogliśmy swobodnie poruszać się po okolicy, w tym wjechać pod klasztor Świętej Trójcy Cminda Sameba w pobliżu wioski Gergeti. Oczywiście można pod niego podejść pieszo, spacer pod górę zajmuje ok. 2h (przewyższenie 350 m względem miasta, w linii prostej 2 km), ale wtedy całe Kazbegi i najbliższa okolica raczej Was nie zapamiętają 🙂 My, żądni sławy i przygody postanowiliśmy wjechać na górę i autem i prawie nam się to udało, pokonaliśmy wiele stromych zakrętów, kolein, dziur i dołków, śnieżnych zasp, jednak na ostatniej prostej, tuż przed polaną pod klasztorem utknęliśmy w śniegu, w dodatku na skraju – co tu dużo mówić – przepaści! Jednak szczęście w nieszczęściu utknęliśmy tak, że ani auta z góry ani z dołu nie mogły się przez nasz ruszyć więc każdy chciał nam pomóc. Wykaraskanie się z tej sytuacji zajęło nam grubo ponad godzinę i kosztowało jedną pękniętą linę holowniczą. Oczywiście zdaniem lokalesów nie było by problemu, gdybyśmy pojechali ich Delicą – wiadomo, choć faktycznie trzeba im przyznać rację, że są to auta nie do zatrzymania nawet w takich warunkach. Jakbyście mieli chęć się nie wspinać to przejazd Delicą w obie strony kosztuje ok. 40 lari.

Klasztor Gergeti

W końcu mogliśmy podziwiać wizytówkę Gruzji, czyli polanę z XIV wiecznym klasztorem, Cminda Sameba, a w tle majestatyczne góry. W ramach ciekawostki, w 1988 roku sowieckie władze zbudowały kolejkę z Kazbegi na wzgórze Gergeti, pod sam niemalże klasztor, jednak mieszkańcy zniszczyli ją uznając za profanację świętego miejsca.

Dolina Truso

 Zjazd do Kazbegi obył się już bez przygód, dlatego spokojnie mogliśmy pojechać w kolejne miejsce, do doliny Truso, do której wjeżdża się przez miejscowość Kobi, kilka kilometrów od Kazbegi w stronę Gudauri. W kwietniu pogoda w tym rejonie jest jeszcze w stanie bardziej zimowym niż wiosennym, pomimo, że śnieg pokrywa już coraz mniejsze połacie ziemi, to tam gdzie go nie ma wciąż jeszcze brakuje zieleni. Dolina Truso w pełni lata, kiedy jest zielona wygląda obłędnie, ale i w kwietniu prezentowała się dość zacnie. Choć opuszczone domostwa (ludzie wynieśli się stąd w poszukiwaniu lepszych warunków do życia i pracy) trochę straszą, a i jakiś dziki pies się tu czasem zapuści i tak warto się tu wybrać na długi spacer. Dolina rozciąga się przy granicy z Osetią Południową, dlatego stacjonuje tu wojsko, warto przed wyruszeniem do Truso upewnić się, że nie wjedziecie tam gdzie nie powinniście.

Zachód słońca w Kazbegi

Kiedy dzień zmierzał ku końcowi wybraliśmy się na idealny w Kazbegi punkt widokowy, by podziwiać zachód słońca, choć pogoda już zapowiadała, że kolejny dzień wybitnie piękny nie będzie. Podjechaliśmy na wzniesienie nad miastem, gdzie mieści się kościółek Ioane Natlismcemeli. Przed nami Kazbek, za nami szum topniejącego lodowca i coraz ciemniejsze góry. Idealne zakończenie dnia.

Gudauri

Wracając z Kazbegi do Tbilisi zatrzymaliśmy się na niecałą godzinkę w Gudauri – narciarskim kurorcie, który jest dumą Gruzinów a wybudowany został i rozkręcają go właściwie całkowicie Rosjanie. Ośrodek oferuje doskonałe warunki narciarskie od grudnia do kwietnia na 60 km różnej trudności trasach. Do dyspozycji są orczyki, kolejki gondolowe oraz krzesełkowe oraz podstawowe w takich miejscach punkty jak restauracja, wypożyczalnia sprzętu itd.  Mapę tras znajdziecie tu: http://www.snow-forecast.com/pistemaps/Gudauri_pistemap_full.jpg a aktualne informacje z resortu tutaj http://www.gudauri.info/
Pogoda niestety dość mocno się zepsuła, ale nie padało, dlatego postanowiliśmy mimo niesprzyjającej aury wjechać kolejką gondolową na pierwszy etap na wysokości 1 990 m. Widok prezentował się z grubsza tak, poza nami … mleko.

Jednak gdyby pogoda była zacna, to zobaczylibyśmy takie piękne krajobrazy, dlatego nawet jeśli nie jesteście w ogóle nie jeździcie na nartach warto się tu wybrać.

By Paata Liparteliani (Gudauri Panorama) via Wikimedia Commons
Jeśli macie apetyt na wejście na szczyt, ale nie wiecie jak się samemu za to zabrać skontaktujcie się z Ewą, która zakochana w Gruzji zamieszkała tam na stałe i właśnie na Kazbek wprowadza grupy. Zajrzyjcie na jej fan page na FB: Mountain Freaks Georgia 
Ewa Stachura
tel.: +995 593583596
e-mail: ewa@ewastachura.com

I jak Ci się podoba Gruzja? Wybierasz się w te rejony? Masz pytania, na które odpowiedź nie pojawiła się w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!

Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

16 komentarze to “Gruzja: Gruzińska Droga Wojenna i majestatyczny Kazbek”

  1. Ciekawa opcja, od jakiegoś czasu myślę nad zwiedzeniem Gruzji, ale póki co muszę zdobyć jeszcze więcej informacji 🙂

  2. Ta Gruzja coraz bardziej mnie zachęca. Bardzo ładne zdjęcia. Miałaś fajne światło. Uwielbiam robić zdjęcia gdy z jednej strony jest słońce, a z drugiej zaczyna się chmurzyć, wtedy wychodzą niesamowite efekty 🙂

  3. Hahaha, ja wlazłam pod tą świątynię na własnych nogach, ledwo ale się doturlałam. A jaka radość potem 🙂 Ogólnie Kazbegi to zaraz po Swanetii moja ulubiona okolica w Gruzji. A sama droga – no cóż, byłam sama więc nie miałam opcji na taksówkę z przystankami bo nie było mnie stać, więc musiałam zwykłą marszrutką jechać. Ale miejsce przy oknie i tak zapewniło mi świetne widoki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.