Skip to main content

Norwegia: Tromsø – z wizytą u Saamów i ich reniferów

Kiedy okazało się, że podczas wizyty na saamskiej farmie reniferów nie tylko będziemy je karmić, ale również jeść, pomyślałam sobie, że to jednak nie przejdzie. Przecież renifery to takie słodkie stworzenia, wożą Św. Mikołaja… No jak?! O moich obawach i wątpliwościach mówiłam głośno, aż w końcu przyszło olśnienie! Przecież oni tu, na dalekiej północy, 350 km za kołem polarnym nie mają dobrze nam znanych zwierząt gospodarskich, jak kury czy krowy. U nich krową jest właśnie renifer, a że na jego (a może moje?) nieszczęście jest w dodatku taki uroczy może faktycznie powstać pewien dysonans poznawczy. Faktem jest natomiast, że mięso renifera jest tu traktowane, poza rybami, jako jeden z podstawowych składników obiadowych, ale również wędlin czy suszonych przekąsek. Niemniej jednak zanim staną się pozycją w menu, są faktycznie uroczymi, choć płochliwymi stworzeniami. A jak się poznać lepiej z reniferem? I kim są Saamowie? Chodź, wszystko Ci opowiem.

Norwegia: Tromsø – informacje praktyczne 2017

Kim są Saamowie?

Mówiąc o reniferach, nie da się pominąć Saamów, którzy są z nimi związani od… zawsze. Saamowie to rdzenna ludność zamieszkująca północną Europę, od Norwegii, przez Szwecję, Finlandię i północną Rosję. Przemieszczali się tam, gdzie stada reniferów, a te nieszczególnie interesowały granice. Do dziś nie ma pewności skąd dokładnie przybyli, jedne źródła podają, że z Azji, inne wspominają o północnej Hiszpanii, jednak pewne jest to, że podobnie jak rdzenna ludność Ameryki Północnej, nie mieli łatwo. Na początku XIX wieku Norwegia akceptowała i wspierała Saamów i ich odmienność kulturową, jednak już w połowie stulecia wg idei socjaldarwinizmu uznani zostali za zacofanych, gorszych, wręcz podkategorię ludzi. Pod koniec XIX wieku rozpoczęła się norwegizacja, polegająca na obowiązkowej nauce pisania, czytania i liczenia po norwesku przez saamskie dzieci. Tworzono szkoły z internatem, gdzie Saamowie oddawali swoje dzieci, by uczyły się norweskiego, ponieważ tylko wtedy miały szanse być konfirmowane, akceptowane społecznie. Uczyły się więc norweskiego oraz całej masy rzeczy, które latem, gdy wracały wraz z reniferami na wybrzeże, na niewiele się zdawały. Przyjęli wiarę, która była dla nich obca, dotychczas wierzyli w naturę, animizm.

Joik w czasach popkultury

Samowie odzyskali swoje prawa i możliwość posługiwania się własnym językiem, jak również uznano ich za równoprawnych obywateli Norwegii dopiero 30 lat temu, jednak walka trwa tak naprawdę do dziś. Są Saamowie, którzy wyrzekli się swojego dziedzictwa i nie powiedzą o sobie inaczej niż Norwegowie, są tacy, którzy umiejętnie łączą bycie Norwegiem i Saamem. Johan-Isak, którego stado reniferów i rodzinę odwiedziliśmy w okolicach Tromsø, zalicza się do tej drugiej grupy, pielęgnuje swoją kulturę, język i nosi gákti (tradycyjny strój). Uczy tego swoje dzieci oraz turystów, którzy marzą, by zobaczyć renifera, a kończą wzruszeni, słuchając historii jego ludu oraz kiedy śpiewa joik. To szczególny śpiew, jeden z najstarszych w Europie, który wydobywa się z serca. Bez użycia słów oraz instrumentów joikuje się coś albo kogoś, nigdy o czymś albo o kimś. Można w ten sposób zaśpiewać krajobraz, samopoczucie, wdzięczność. W czasach nieprzychylnych Saamom joik był zakazany. Johan-Isak wierzy w Boga, bo wierzy, że stworzył on naturę, w której żyje. Dziękuje za nią Bogu, a naturze za to, że może dzięki niej żyć tak, jak żyje.

Wizyta u reniferów

Niecałe pół godziny jazdy od Tromsø, w okolicach Tønsvik znajduje się farma reniferów Johana-Isaka,  na którą składają się dwa saamskie namioty lávvu oraz ogromna zagroda dla reniferów. Właściciel wita nas od wejścia i po krótkim wprowadzeniu pt. „jak karmić renifery” przechodzimy bez zbędnych ceregieli do zajęć praktycznych. Te, które czekają już pod płotem są bardziej oswojone z człowiekiem, choć mam wątpliwości czy jego jako takiego w ogóle rejestrują, prędzej białe wiadro z karmą. Te dalej, stojące na uboczu potrzebują więcej czasu lub by po prostu do nich podejść. Renifery są wielkości powiedzmy osiołka, może mniejsze, jednak to nie ich wielkość ma znaczenie co wielkość poroża. Te, które aktualnie mają rogi to z pewnością samice, samce gubią swoje w październiku i przez zimę chodzą bez, po to by na wiosnę wyrosły im nowe. Będą się lać z innymi o terytorium i dziewczyny. Poroże renifera może być mniejsze lub większe, ważne, by nie znaleźć się w jego zasięgu. Dlatego karmimy go z wiaderka na wyprostowanych rękach, z dala od siebie i nie pochylamy się nad nim. Renifery człowieka, czyli podajnik do karmy zasadniczo ignorują, szturchają się rogami ewentualnie między sobą albo próbują w kilku na raz wsadzić pysk do jednego wiaderka.

W zaprzęgu reniferów

Na pewno kojarzycie renifery zaprzęgnięte w sanie Św. Mikołaja biegnące po niebie by rozdawać dzieciom kolejne prezenty? Ktoś, kto to wymyślił miał niezłą wyobraźnie. Oczywiście zaprzęgi reniferów mogą się ścigać, jednak jeśli renifer czegoś zrobić nie chce to o ile nie zastosujecie pewnej sztuczki, raczej tego nie zrobi. Przykładowo prowadzicie renifera z punktu A do B, a on w połowie drogi staje i ani rusz. Należy wtedy go minąć – tak by dobrze Was widział i stanąć za nim, by ruszył. Łatwe prawda?

Po nakarmieniu części reniferów, tych bardziej śmiałych możemy przejechać się saniami, które ciągnie renifer. Mam wątpliwości. bo z reguły je mam kiedy zwierzę ma mi wozić tyłek, jednak w wydaniu renifera to po prostu zwykły spacer. Johan-Isak idzie pierwszy, a nim główny renifer, potem my na saniach a za nami już kolejny renifer w zaprzęgu i kolejne sanie. Nikt nie ciągnie renifera, nie pogania go, ten po prostu podąża za człowiekiem. Spacer po zupełnie płaskim terenie zajmuje około 25 minut, po czy mogę wrócić do mojego ulubionego zajęcia, czyli karmienia. Tym razem obieram na cel te bardziej nieśmiałe osobniki, które gdy tylko słyszą szurgotanie karmy w wiaderku od razu są mniej nieśmiałe.

Renifer na talerzu, czyli bidos

Kiedy już miałam poukładane w głowie: renifer = krowa, zjedzenie obiadu w postacie gulaszu z renifera zwanego bidos, nie było już dla mnie żadnym problemem. W dodatku był taki smaczny! Przepis nie jest zbyt skomplikowany, poza mięsem z renifera dodaje się ziemniaki, marchew i cebula. Danie jest niezwykle pożywne i smaczne, mięso renifera dla mnie ma smak najbardziej zbliżony do kaczki lub gęsi i jest bardzo delikatne.  Co ciekawie bidos aktualnie uchodzi za danie na specjalne okazje jak na przykład wesela.

Ciekawostki o reniferach

Przed odjazdem możemy jeszcze poćwiczyć łapanie reniferów na lasso, dla ułatwienia nie są to żywe renifery, a jedynie poroże przyczepione do stojaka. Mimo to jakimś cudem Ewie, z którą wybrałam się do reniferów, udało się złapać stojący nieopodal … wychodek. Ja natomiast jeszcze na chwilę wracam pożegnać się ze stadem, które ma mnie w głębokim poważaniu, jak na półdzikie stworzenia przystało.

Kiedyś renifery poruszały się swobodnie, zimą w głąb lądu, latem wracały na wybrzeże, a Saamowie wraz z nimi. Dziś częściej spotkać je można w takich miejscach jak farma, na której jesteśmy. Zmiana klimatu powoduje, że padające deszcze zamieniają się szybko w lód i blokują reniferom dostęp do pożywienia. By je chronić przed głodem oraz drapieżnikami, wcale nie tak dawno zaczęto ogradzać pastwiska siatką i trzymać tam te renifery, które dały się w nie zapędzić. Są jednak wciąż stada żyjące w górach bez ogrodzeń, w końcu to dzikie zwierzęta. Właściciele swoje stada rozpoznają po klipsach na uszach lub szczególnych nacięciach na nich.

Saamowie nauczyli się pozyskiwać z reniferów właściwie wszystko. Ich skóry są niezwykle ciepłe, o czym miałam okazję przekonać się innym razem podczas spania w lávvu przy – 12 stopniach. Śpiwory, bielizna termoaktywna i maty oczywiście dawały ciepło, jednak dopiero nakrycie się skórą renifera – futrem do ciała pozwoliło mi swobodnie zasnąć.

Jak zorganizować wizytę u reniferów?

Jeśli spodobał Wam się pomysł odwiedzenia reniferów na saamskiej farmie, polecam wybrać się tam wraz z Tromsø Arctic Reindeer Experience, ekipę zgranych przyjaciół, która zapewni Wam niezapomniane chwile. Wycieczka w wariancie opisanym powyżej kosztuje 1490 NOK za osobę dorosłą (package 1), jednak są tańsze opcje np. bez przejażdżki zaprzęgiem. Wycieczka trwa około pół dnia, za nic nie musicie dopłacać na miejscu. Koniecznie trzeba się ciepło ubrać, większość czasu spędzicie poza lávvu.

I jak Ci się podobało? Wybierasz się do Tromsø? Masz pytania, na które odpowiedź nie pojawiła się w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!

Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

14 komentarze to “Norwegia: Tromsø – z wizytą u Saamów i ich reniferów”

  1. Hej Evi. Byłam w wiosce Saamów w Karasjok w Norwegii. Ich życie, tradycje, kultura są bardzo ciekawe. Szkoda, że nie było śniegu tak jak u Ciebie, bo byłam latem. A renifery to takie ogromne pluszaki. Z czasem przerażały mnie, kiedy nagle pojawiały się na drogach całymi stadami, a ja bałam się, aby za chwilę któryś nie był pod kołami. Pozdrawiam.Martyna.

  2. Cudna przygoda! Jak oglądałam relację na Twoim fb to już wtedy byłam tą wyprawą oczarowana 😉 Renifery rządzą, a zdjęcia wymiatają! Btw. Gratuluję wyjazdu do Indii!! 😘

  3. Renifery z Twojego opisu wydają się być bardzo „charakterne” 😉 w jednym z muzeów etnograficznych widziałam kiedyś buty ze skóry renifera – podobno śmiało mogą konkurować z dzisiejszą technologią 😉

    1. O ile jestem absolutnie przeciwna zabijaniu zwierząt tylko dla ich futra, żeby realizować fanaberie bogatych damulek o futrze z norek, o tyle szanuje Saamów, za to, że z renifera nic się nie marnuje. Nie hoduje się ich dla futra w strasznych warunkach dla czyjegoś „widzimisię”. Natomiast faktycznie produkty z naturalnej skóry renifera są niewiarygodnie ciepłe i wierzę, że i takie buty mogą konkurować z tymi z alpinusa itp. A charakterek mają, renifery, mają 🙂

  4. Ale bajeczne widoki, krajobrazy niesamowite. To dopiero odmienna kultura i tradycja od tej naszej. Mega fajne doświadczenie… z tym jedzeniem mięs z renifera musi być jednak dziwnie 🙂

  5. Faktycznie, na pierwszy rzut oka łączenie kontaktu z tymi niezwykłymi zwierzętami z jedzeniem chwilę później gulaszu z nich wydaje się być trudne do przełknięcia. Skupię się jednak nie na gulaszu 🙂 Piękne miejsce, choć od razu robi się zimniej na samą myśl. A Saamowie mają przepiękne, kolorowe stroje. Ciekawa społeczność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.