Do Budapesztu pojechałam na pokazy lotnicze Red Bull Air Show, które, co tu dużo mówić wielką atrakcją nie były. Ale po kolei. Do Budapesztu lecieliśmy Malevem, w businessie, co było tym bardziej zabawne, że lot trwał 50 minut. Trzeba jednak przyznać, że wygoda jest nieporównywalna z ekonomikiem, szczególnie dla osoby o moim wzroście, czyli ponad 1.80 cm. Błyskawicznie więc znaleźliśmy się w Budapeszcie, który cóż, serca mojego może nie podbił, ale uważam go za sympatyczne miasto. Szczególnie podobał mi się budynek Parlamentu, ale to dlatego że gotyckie klimaty zawsze były mi bliskie. Mieszkaliśmy tuż nad Dunajem, w hotelu Ramada Plaza Budapest, który był naprawdę fantastyczny.
Wyspa Małgorzaty w Budapeszcie
Pierwszego dnia zabrano nas na Wyspę Małgorzaty, gdzie poza tradycyjnym już podczas takich wyjazdów zwiedzaniem hoteli, mieliśmy również inne atrakcje. Grupa została podzielona na mniejsze po dwie osoby, każda grupka dostała 2 osobowy rower i wraz z road-bookami ruszyliśmy przez wyspę. Zadania oczywiście nie były jakieś mega skomplikowane, choć nie powiem wyszukanie zdaje się 19 pomników węgierskich pisarzy stanowiło wyzwanie. Wraz z Karoliną, z którą byłam w drużynie, nie poradziłyśmy sobie może jakoś fantastycznie, za to ogromną frajdę sprawiało nam ściganie się z pozostałymi i brykanie, bądź co bądź dość zużytymi rowerami po parku.
Opera i Parlament w Budapeszcie
Kolejnym punktem programu była Opera – Magyar Állami Operaház, i choć po Operze Garnier w Paryżu ciężko zrobić na mnie w tym temacie wrażenie, muszę przyznać, że była naprawdę piękna. Do Opery mieliśmy pojechać ponad stuletnią linią metra nr 1, ale mieliśmy drobny poślizg więc tylko na stację zajrzeliśmy.
Red Bull Air Show
Następnego dnia przed południem trzeba było wziąć się do roboty – site inspection 5 hoteli w mieście. Po południu natomiast główna atrakcja wyjazdu, czyli pokazy Red Bull Air Show. Z łodzi przycumowanej na Dunaju, vis a vis Parlamentu mogliśmy podziwiać akrobacje lotnicze. To w założeniu, a w praktyce w większości się opalaliśmy, bo przerwy miedzy poszczególnymi występami były tak długie, że można było umrzeć z nudów. Najciekawsze były poza konkursowe pokazy samolotu pasażerskiego i samolotów wojskowych.
Znudzeni pokazami poszliśmy zwiedzić Budę i Zamek. Wspinaczka na górę – nie powiem wymęczyła nas zdrowo, ale było warto, bo stąd panorama Budapesztu jest naprawdę piękna.
Wieczorem – rejs Dunajem z kolacją – trochę porażka z kilku powodów: statek maleńki, ludzi mnóstwo, Dunaj a raczej jego nabrzeże wielce interesujące nie jest – ot rzeka i krzaczory. Poza tym szybko zrobiło się ciemno. Jedyny plus to, fakt, że z wody najlepiej było widać pokaz fajerwerków nad Dunajem. Niesamowity!
Skanzen pod miastem
Ostatniego dnia, przed wylotem pojechaliśmy do Skanzenu za miastem. No było to dość osobliwe doświadczenie, bowiem spodobać się to mogło chyba tylko amatorom antropologii itp. Przed wylotem kontrahentka, która opiekowała się nami zaprosiła nas do siebie na obiad. Mieszkała na wzgórzach Budy, w pięknym ponad stuletnim domu. Ugościła nas jedzeniem godnym 5* restauracji i musiałam przyznać, że pierwszy raz najadłam się tam. Kuchnia węgierska bowiem zupełnie nie przypadła mi do gustu.
Zapraszam Cie również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!