Skip to main content

Tajlandia – Bangkok po raz pierwszy

Do Bangkoku lecimy Bangkok Airways, samolotem, który.. no cóż lata świetności to miał zdecydowanie za sobą. Mały, ciasny ATR jakoś nie napawał mnie zaufaniem, więc postanowiłam lot przespać. Lądujemy na znajomym już nam lotnisku Suvarnabhumi i po około 20 minutowym oczekiwaniu na autokar – wieczne korki w Bangkoku – zmierzamy do Hotelu Hilton, położonego tuż nad rzeką Chao Praya w dzielnicy Klongsan. Rzadko kiedy, jeśli w ogóle, można poczuć się w hotelu jak w domu. Cóż w Hiltonie w Bangkoku muszę przyznać, że poczułam się jak u siebie. To dziwne uczucie, ale kiedy masz wszystko pod ręką, zupełnie jak w domu, od razu czujesz się swobodniej. I ten widok – panorama Bangkoku z 23 piętra – po prostu boska.

Bangkok nocą

Wieczorem zaplanowaliśmy rejs rzeką Chao Praya, do The River na przeciwległym brzegu rzeki dostajemy się łodzią transferową hotelu, by stamtąd udać się statkiem na rejs. Rejs połączony z kolacją i muzyką na żywo – trochę kaszana, ale sympatycznie. Po zmroku Bangkok od strony wody wygląda równie niezwykle.
Po powrocie do portu postanawiamy wyruszyć tuk tukami na Patpong – nocny market połączony z klubami najróżniejszej rozrywki. Po odwiedzeniu szeregu barów go go i wypiciu niezliczonej ilości whiskey (bo na trzeźwo było to raczej trudne do ogarnięcia) znaleźliśmy w końcu miejsce, gdzie wyjątkowo wszyscy byli ubrani i w dodatku grali na żywo. Rozweseleni whiskey Mekong i wytańczeni powróciliśmy nad ranem do hotelu.

Bangkok za dnia

Następny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Bangkoku. W podziale na dwie łodzie udaliśmy się na rejs rzeką Chao Praya i okolicznymi kanałami, by zobaczyć trochę prawdziwego miasta. Dzięki Bogu, a raczej może Buddzie za pływające sklepiki z napojami chłodzącymi a przede wszystkim mokrymi. Po nocnych szaleństwach niewielu z nas czuło się kwitnąco 🙂

Zaczęliśmy od odwiedzenia bardzo fajnego Muzeum Łodzi Królewskich, którymi król pływa, a raczej pływał podczas wszystkich ważnych świąt narodowych. By tam dotrzeć musieliśmy również znaleźć się na łodziach – mniej wystawnych niż królewskie – i dopłynąć tam klongami, czyli miejskimi kanałami odchodzącymi od szerokiej i niezwykle nieurodziwej rzeki Chao Praya. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć jak się żyje Tajom na wodzie.

Zwiedzanie Wielkiego Pałacu

By się tam dostać musieliśmy pokonać najróżniejsze bazary i bazarki, na których handluje się absolutnie wszystkim – z używanymi sztucznymi szczękami włącznie. Na ogromnej powierzchni mieści się tak niezliczona ilość świątyń, że od błysku i wszędobylskiego złota aż kręci się w głowie. Jedna ważna rzecz, o której należy pamiętać w Wielkim Pałacu to fakt, iż przewodnikami i tłumaczami mogą być tylko licencjonowani przez ichniejszą Izbę Turystyki. W innym wypadku nieszczęsny tłumacz – w tej roli nasz pilot zostaje kulturalnie acz stanowczo wyprowadzony z terenu Pałacu. Przy odrobinie szczęścia kończy się na umieszczeniu facjaty nieszczęśnika na 'ścianie sławy’, w gorszym na 500 THB mandatu. Po wyprowadzeniu pilota starałam się, już nieco bardziej dyskretnie pełnić rolę tłumacza, niemniej jednak byliśmy już na cenzurowanym i po pierwszym ostrzeżeniu strażnika musiałam zamilknąć.

Wat Pho

W drodze powrotnej z Wielkiego Pałacu wstąpiliśmy jeszcze do Wat Po – Świątyni Odpoczywającego Buddy, gdzie mieści się drugi co do wielkości posąg Buddy na świecie (największy jest na Sri Lance). Trzeba przyznać, że jest na prawdę monumentalny, już sama głowa sprawia niesamowite wrażenie, a gdy po obejściu posągu na koniec spojrzy się na niego z perspektywy – jego ogrom po prostu przytłacza. Wzdłuż świątyni, wewnątrz ustawione są małe pojemniczki, przypominające żeliwne garnuszki, do których wrzuca się monety – do każdej po kolei – modląc i prosząc Buddę o najróżniejsze rzeczy.

Siam Niramitne

Wieczorem pojechaliśmy do Siam Niramitne – teatru w Bangkoku, gdzie wystawiane jest show nt. historii Sjamu. Trzeba przyznać, że jest to sto razy lepsze niż Teatr Kukiełek w Hanoi, przedstawienie jest bardzo żywe, barwne i co więcej z napisami po angielsku, także można coś zrozumieć. Fajna muzyka, piękne stroje, słonie, woda, ogień – naprawdę coś wyjątkowego.

Kac Vegas w Bangkoku

Po powrocie do miasta zrobiliśmy powtórkę z poprzedniego wieczoru, poza tym, że weszłam w bliższe znajomości z lokalnymi naganiaczami do klubów go go. Sex w Tajlandii. Ciemna strona raju (Przeczytaj więcej!) 

Zakupy w Bangkoku

Następnego dnia pojechaliśmy na zakupy – raj dla tych, którzy mają masę niepotrzebnych pieniędzy, które byłam łaskawa również sama sprzeniewierzyć – Jim Thompson, targowisko pamiątek – kupiłam tego trochę i z pustym portfelem powróciłam do hotelu.
Wieczorem po pożegnalnej kolacji udaliśmy się na lotnisko, skąd wyruszyliśmy do Polski. Droga powrotna należała raczej do trudnych, bo choć było więcej miejsca (z pół wolnego samolotu) to jednak pokonywanie 5 stref czasowych na zachód to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. Jednak najważniejsze to, że zakochałam się w Azji. I wrócę tam, tak szybko jak to tylko będzie możliwe.
I jak Ci się podoba Bangkok? Wybierasz się niebawem do Tajlandii? Masz pytania, na które nie ma odpowiedzi w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi milo, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cie również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.