Hammamet
Kartagina
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym przeleżała plackiem cały tydzień. Nie myślcie sobie – dotychczasowe zmęczenie nie zabiło we mnie podróżnika. Po dwóch dniach błogiego odpoczynku wybrałyśmy się na całodzienne zwiedzanie – w planie: Kartagina, Sidi Bou Said oraz Tunis. Kartagina zaskoczyła mnie pozytywnie, bowiem wszyscy kazali się nie nastawiać, że nic nie ma etc. tymczasem mnie bardzo się podobało. Dobrze przygotowane do zwiedzania, całkiem nieźle zachowane. Warto zobaczyć mityczną Kartaginę.
Sidi Bou Said
Kolejne miast na trasie to Sidi Bou Said. Na Santorini swego czasu nie dotarłam, ale już wiem, że warto – jeśli Santorini jest choć w połowie tak piękne jak Sidi Bou Said. Białe dachy, niebieskie okiennice – resztą co tu dużo pisać, wystarczy zobaczyć zdjęcia. Swoją nazwę miasto zawdzięcza Abou Said ibn Khalef ibn Yahia Ettamini el Beji. Wcześniej nazywało się Dżabal al-Minar.
Tunis
Tunis jak każda chyba stolica, którą dane mi było oglądać, jest zatłoczona i zakorkowana. Ruch samochodowy jest ogromny, nawet małe do przejechania odległości zajmują masę czasu. Medina naturalnie głównym punktem programu. Po pewnym czasie wychodzi bokiem. Tytułem wyjaśnienia nie urodziłam się wczoraj, żebym miała tracić czas na targowanie się (którego z resztą nie znoszę, toleruję w wydaniu azjatyckim) o rzeczy, które mogę w świętym spokoju kupić w sklepie za rozsądne pieniądze, bez oddechu sprzedawcy na plecach. Tak, ja wiem ich kultura to religia i handel, ale są przy tym tak nachalni, że można się pociąć. Jak już w końcu usłyszałam po polsku, że jestem niezła dupa – szlag mnie trafił.
Skarby Sahary
Kolejnego dnia ruszyłyśmy, tu niestety wycieczką zorganizowaną (grr wrr omg) na Saharę. Po drodze oczywiście wszystkie perełki: El Jem, Matmata, Douz. W drodze z Matmaty do Douz po środku absolutnie niczego, tak z 70 km do naszego punktu docelowego autokar odmówił posłuszeństwa i padł. Staliśmy na pustyni z dobrą godzinę. Nie powiem, emocje były, gdzie nie spojrzeć piach, całe szczęście podjechał w końcu po nas drugi autokar, który zdążył już zawieźć ludzi do Douz.
El Jem
Inaczej Al-Dżamm, to miasto założone na ruinach rzymskiego Thysdrus w pobliżu dawnego miasta punickiego. W 689 było ono ośrodkiem antyarabskiego powstania Berberów. Największą atrakcją jest tu amfiteatr stanowiący najbardziej spektakularną rzymską budowlą w Afryce Północnej. Zachował się w lepszym stanie niż rzymskie Koloseum i jest trzecim co do wielkości amfiteatrem na świecie.
Matmata
Matmata słynie z wydrążonych w skałach domostw troglodytów, które są udostępnione do zwiedzania turystom. Na południu miejscowości znajduje się tzw. Kraina ksarów – ufortyfikowanego osiedla berberyjskie na szczytach wzgórz. Większość mieszkańców porzuciła swoje domostwa i przeniosła się ok. 20 km na północ do Nowej Matmaty – wsi założonej przez władze tunezyjskie w celu odciążenia przeludnionej osady. Pozostali, w coraz mniejszym stopniu żyją z uprawy małych pól i hodowli zwierząt (za wikipedią).
Douz i Wielbłądy
Jezioro Chott el Jerid
Chebika
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Chebiki – pięknej oazy, z fantastycznymi skałami – choć nazywanie tego tunezyjskim „wielkim kanionem” czy „Niagarą Tunezji” to grube nadużycie. Niemniej jednak było bardzo przyjemnie. Ponieważ odmówiłyśmy udziały w absurdalnym pomyśle tłuczenia się w 7 osób za małym na to jeepem po pustyni do jakiejś makiety miasteczka z filmu Gwiezdne wojny na jakieś 3 godziny miałyśmy okazję przekonać się, jak tu się żyje gdy turystyka odjeżdża. Czekałyśmy sobie w jakiejś tam prawdę miniaturowej miejscowości na resztę autokaru: na stacji benzynowej zjadłyśmy śniadanie wyniesione z hotelu, obejrzałyśmy lokalnego Idola, wzbudziłyśmy generalnie małą sensację (bo czemu one nie na pustyni tylko tu? No cóż, samochód generalnie w domu mam, jak bym się chciała wytrząść na wertepach wystarczy wyjechać na miasto, a Gwiezdne wojny – no fajnie, ale bez przesady, nie będę za to dodatkowo płacić! GUPIA nie jestem :D) W każdym razie, znalazłyśmy nasz autokar i kierowcę, z którym po krótkiej obserwacji kóz latających wolno po miasteczku i wyżerających śmieci, pożarciu worka świeżych migdałów, udałyśmy do punktu zbiórki. Niedługo potem wróciła reszta autokaru i bez złośliwości, każdy bez wyjątku prezentował inny, ale jednak, odcień zieleni 🙂 A przed nami jakby nie było jeszcze kawał drogi do domu.
Kairouan
Ostatnim przystankiem było święte miasto islamu, Kairouan. Nazwa miasta pochodzi od arabskiego kairuwân – oznaczającego obóz wędrownych nomadów. Kairuan to jedno z pierwszych miast Afryki Północnej, które trwale opanował islam. Dzięki wielu tkalniom dywanów, firmom tekstylno-odzieżowych, zakładom wyrobów tytoniowych Kairuan jest ważnym miastem gospodarczym Tunezji. Dodatkowym źródłem dochodów jest turystyka zagraniczna. Są tu zlokalizowane kompleksy hotelowe i liczne zabytki udostępnione dla zwiedzających (za wikipedią).
Wielka szkoda, że spędziliśmy tam dosłownie kilkanaście minut, bo myślę, że to miejsce jest naprawdę ciekawym miastem. Nie tylko meczet, cmentarz. Świetne są boczne uliczki, ze sklepami – tak sklepami, nie bazarem! 🙂 Choć bazar oczywiście też jest.
Targowanie się w Tunezji
Bazary, targowanie się i ta cała handlarska natura Arabów to, poza tajską kuchnią w tunezyjskim wydaniu, chyba jedyny poważny minus tego kraju. Do białej gorączki doprowadzało mnie wieczne zaczepianie, pokazywanie, targowanie się o każdą głupotę. A jak już w Tunisie usłyszałam, że ze mnie „niezła dupa” – po polski – szlag mnie trafił i byłabym przylała, gdyby mnie matka nie pociągnęła za sobą. Już pierwszego dnia ustaliłyśmy, że bazarowego barachła nie kupujemy, przez cały pobyt oglądamy „co tu w ogóle ciekawego mają”, a na koniec jedziemy do Hammamet Jasmin do sklepu i kupujemy cośmy sobie upatrzyły. Za normalne ceny, bez oddechu sprzedawcy na plecach. Żadnych paskudnych róż pustyni, piasku w butelkach itp. Ktoś powie 'ale to element kultury, pominęłyśmy, oszukujemy”. No cóż – racja. Tylko, że jakoś nie zamierzam się tym przejmować 🙂
Zapraszam Cie również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!