Zanim podróżowanie i obracanie się w turystyce stało się sensem i celem mojej skromnej egzystencji, było po prostu inną formą spędzania wakacji. Zaczęło się od objazdówek autokarowych po Europie z Matką Rodzicielką, na które wysyłał nas Ojciec. Pierwszy raz wybrałyśmy się gdy miałam chyba 12 lat. Objazdówka po Austrii, przez Słowację, wjazd na Kitzsteinhorn, gdzie pierwszy raz widoki i przestrzeń przede mną po prostu mnie obezwładniły. Potem Zamki nad Loarą, również autokarem i obóz językowy w Londynie (kiedyś szczyt marzeń, dziś chyba już niemowlaki mówią po angielsku).
Wreszcie pierwsze wakacje samolotem na Korfu w Grecji, na rok przed maturą, pierwsza styczność z zawodem rezydenta i już wtedy wiedziałam, że moje życie będzie związane z turystyką. Oczywiście w pierwszym odruchu chciałam zostać właśnie rezydentką – jakież to wspaniałe, przez 5 miesięcy siedzieć sobie i pracować w Grecji. Pfff! Banał! 🙂 Potem matura z geografii i studia turystyczne (nie wiadomo po jaką cholerę, bo niczego się tam raczej nie nauczyłam). W międzyczasie trafiłam na praktyki do biura podróży, które zajmowało się wyłącznie turystyką biznesową (wyjazdy motywacyjne, kongresy, zagraniczne konferencje) i wsiąkłam w ten odłam branży bez reszty, zmieniając później tylko miejsca pracy. Do tej pory zdążyłam się już oczywiście pozbyć złudzeń dotyczących pracy rezydentki, a przynajmniej zdać sobie sprawę również z trudności oraz tego, że z moim charakterem raczej się do tego nie nadaję 🙂 Odkryłam jednak swoją w własną drogę, którą dreptałam ponad dekadę.
[Aktualizacja 2018] Z końcem 2017 roku podjęłam decyzję o odejściu po ponad dekadzie pracy z branży turystycznej. Wyczerpałam wydaje mi się już wszystkie opcje rozwoju, sytuacja w firmie też nie była różowa, a ja przede wszystkim zapragnęłam czegoś nowego: wyzwań, nauki, ludzi. W końcu nie mogło być tak, że w wieku 34 lat więcej już się nie da. Od 2018 roku zaczęłam nową przygodę w zupełnie nowej dla mnie branży, e-commerce i zajęłam się sprzedażą powierzchni reklamowej, co robię do dziś. Nie podróżuje przez to mniej, bynajmniej! Prawda jest taka, że jeśli dobrze Ci płacą, to nie musisz pracować w turystyce, żeby podróżować. Chciałabym jednak, żebyście mimo wszystko dokończyli czytanie tego wpisu, szczególnie, jeśli myślicie o karierze w turystyce.
Mam to ogromne szczęście, że moja praca jest również moją pasją i pozwala mi ją rozwijać. Uzależniłam się od podróżowania, oderwanie się samolotu od ziemi wciąż mnie nakręca, choć tak wielkiej przyjemności z latania jak na początku już nie mam (wysoka ze mnie kobita, niewygodnie, ciasno mi i generalnie wolę już być na ziemi).
Martyna Wojciechowska powiedziała kiedyś, że:
Podróże mają magiczną moc uzdrawiania duszy i zdecydowanie pomagają zdystansować się do problemów dnia codziennego. Nie rozwiązują ich bezpośrednio, jednak pomagają przewartościować i spojrzeć na nie jakby z drugiego brzegu rzeki.
To najlepiej opisuje, czym jest dla mnie podróżowanie.
Staram się wyjeżdżać tak często jak to możliwe, urlop mam dokładnie taki sam jak każdy na etacie, czyli nie za wiele 🙂 Jednak nawet wyjazd służbowy z grupą przynosi mi masę radości, choć jest to nadal praca i to czasem dużo cięższa niż ta zza biurkiem. Jeśli przynajmniej cztery razy w roku nie zmienię strefy czasowej przynajmniej o godzinę i nie oderwę się od ziemi jestem dosłownie chora. Nigdy nie przypuszczałam, że to możliwe, ale podróżowanie stało się mi potrzebne do codziennej egzystencji zupełnie jak tlen. Cenię sobie jednak równowagę – po trzech tygodniach w drodze potrzebuję już jakiejś bezpiecznej przystani, potrzebuję domu, by móc do niego wracać i by z niego wyruszać w nieznane. Potrzebuję posiedzieć za biurkiem, by docenić potem swobodę w podróży.
Spotykam się z zaskoczeniem, kiedy okazuje się, że wszystkie pieniądze przeznaczam na podróżowanie, nie w głowie mi kredyt mieszkaniowy czy powiększanie rodziny. Że auto na kredyt nie bawi mnie tak bardzo jak bilet na Kubę. Już się do tego przyzwyczaiłam. Każdy ma swój pomysł na życie, moim jest podróżowanie i obym za 30 lat nie nabawiła się Alzheimera, bo strasznie byłoby szkoda zapomnieć te wspaniałe miejsca, które mogłam już odwiedzić oraz te, które jeszcze przede mną 🙂
A u Ciebie jak to się zaczęło? Kto Ci wszczepił bakcyla i czym jest dla Ciebie podróżowanie? Daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!
i to jest to ….brawo
Kazdy ma swoją droge. Ty jestes szczesliwa w tym, co robisz, robisz to z pasją. Czego chciec wiecej. hardaska
U mnie znowu było trochę inaczej. Nigdy nie myślałem, że będę podróżować. Wydawało mi się, że podróże to luksus dla bogatych. Mieszkając w Polsce za młodu rodziców nie było stać na wysyłanie mnie na kolonie za za granicę. Ale później wziąłem sprawy w swoje ręce. Wyjechałem do Szkocji i tak się zaczęło. Początkowo poznawanie tego pieknego kraju a później coraz dalej i dalej. I oby objechać świat dookoła 🙂
Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie rodzice tak "urządzili" 🙂
🙂 ja miałam tak samo, prawie za karę byłam wysyłana na kolonie do Grecji lub Włoch. Mama mówiła że dopóki ona płaci to mam jechać i koniec – i tak mnie zaraziła, a teraz odliczam od jednej wycieczki do drugiej – tylko szkoda że mama nie chce już finansować 🙂
http://hotell-me-more.blogspot.com/
Ja mam dokładnie tak samo. Wręcz choruję kiedy nie mogę gdzieś pojechać. To mnie aż fizycznie boli. I z podobnym odbiorem spotykam się wśród ludzi, kiedy zamiast inwestować w mieszkanie, gadżety czy nowa kuchnię, mieszkam w obskurnej wynajmowanej kawalerce, bo wszystko wydaję na podróże bliższe czy dalsze, ważne aby były. Dla mnie to sens i sposób życia, tak jak dla niektórych nowy smartfon( choć wciąż nie do końca wiem co to takiego;).
O rany! Przypomniałaś mi właśnie mój podobny wpis, ale sprzed dwóch lat! 😀 I też wszystko przez rodziców! 😉
http://plecakiwalizka.wordpress.com/2011/11/27/nie-przejdzie-mi-czyli-co-mi-zrobili-rodzice/