Skip to main content

Kuba: Hawana i informacje praktyczne

O Kubie krążą takie historie i legendy, że człowiek na etapie przygotowań ma wrażenie, że wybiera się w podróż w czasie co najmniej, do innego świata. Tyle krąży mitów i czasami kompletnych nieporozumień, że głowa mała! Na etapie przygotowań kopalnią wiedzy była dla mnie strona Cuba mi amor prowadzona przez Anię. Również materiał, który wywołał niemałą burzę Czegoś się spodziewał, czyli dlaczego Kuba rozczarowuje Może dzięki niemu, a może po prostu dlatego, że jak zwykle kierowałyśmy się trochę spontanicznością, trochę rozsądkiem, Kuba nas nie rozczarowała, tylko oczarowała.

O tym, jak Kuba skradła moje serce

Jestem absolutnie zakochana w Hawanie, klimacie wyspy, ludziach i piñiacoladzie. Chcąc nie chcąc często porównywałam Kubę do tak dobrze znanej mi Azji i muszę przyznać, że moje serce trochę się podzieliło. Oto dlaczego:

  • klimat: przyjemnie ciepło, ale bez mokrej szmaty, czyli 25-27 stopni bez 90% wilgotności sprawiającej, że po tyłku leci od samego rana, a bez przystanków w klimatyzowanych pomieszczeniach nie idzie przeżyć;
  • język: ja akurat miałam okazję ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, ale nawet jeśli ktoś po hiszpańsku ni w ząb, to i tak łatwiej podłapać podstawowe słówka niż przykładowo po tajsku czy malezyjsku;
  • jedzenie: generalnie uwielbiam tajską kuchnię, ale przychodzi moment, że kolejna miska ryżu i wolałabym zjeść porcelanę… Na Kubie jest akurat, choć kuchnia jest mdława, jednak przecież zawsze można sobie doprawić;
  • mogę ubierać się jak chce – pierwszy raz od 6 lat nie musiałam pamiętać, by wszystko mieć za kolano, a moje ramiona wreszcie zwiedziły trochę świata. Muszę przyznać, że to miła odmiana;
  • rum jest tańszy od wody, a papierosy (20 sztuk Hollywood) kosztują 1,20 CUC (3,80 PLN)

Trochę faktów na temat Kuby

Kuba jest największą wyspą na Morzu Karaibskim i jedną z większych na świecie (15 m-ce), nazywana niekiedy El Caiman lub El Crocodrilo (co znaczy po hiszpańsku aligator, bo widok z lotu ptaka przypomina właśnie tego gada), została odkryta przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku. Nie będę się rozwodzić na historią wyspy, powiem w skrócie – rdzenni mieszkańcy szybko mieli przerąbane, a kto kolejny dochodził do władzy, kiedy nawet wydawało się, że wyprowadzi Kubę na prostą, okazywało się, że był niekiedy gorszy od poprzednich oprawców. Odsyłam do książek historycznych i zacznę od okresu, który dla wyspy dzisiaj ma największe znaczenie – Revolucion! Będący u władzy od 1959 roku Castro oraz jego druh, choć tu zdania na temat przyjaźni są podzielone, Che Guevara doprowadzili do odcięcia Kuby od świata (a w szczególności od USA), co dla kraju oznaczało z czasem skrajną biedę, ale również do rozwinięcia darmowej służby zdrowia czy porządnego systemu edukacji.
Dopiero od 2010 roku na wyspie zaczynają zachodzić zmiany ułatwiające ludziom życie: możliwość sprzedaży/kupna domu, sprzedaży/kupna samochodu nowszego niż grat sprzed 1960 roku, podróżowania, posiadania telefonów komórkowych. Kubańczycy mogą mieć również swoje małe biznesy. casa particulares – czyli pokoje gościnne dla obcokrajowców (na mieście oznaczone taką niebieską kotwicą) lub lokalnych (czerwona kotwica), a także własne restauracje, w tej chwili już więcej niż 3 stoliki, można również zatrudniać pracowników. To tylko niektóre z przykładów zasad, które złagodzono, gdy i Kubę dosięgnął kryzys finansowy. Na Kubie wciąż funkcjonują Kartki żywnościowe, zabezpieczające absolutnie podstawowe potrzeby mieszkańców, miesięcznie przysługuje:  ryż (3,5 kg miesięcznie), olej (pół butelki), bochenek chleba dziennie oraz niewielkie ilości mięsa kurczaka lub ryb, makaronu, cukru trzcinowego, 5 jaj. Funkcjonują również dwie waluty: peso convertible (CUC) dla turystów i peso cubano (CUP) – dla Kubańczyków, 1EUR=1,30CUC, 1CUC=24CUP.
Przeciętne zarobki Kubańczyka to 12-14 USD miesięcznie, lekarz zarabia ok. 25 USD miesięcznie, pokojówka w Varadero 300CUP + 10 CUC + napiwki.
Praktyczne: na Kubę zabieramy EUR, bo USD obłożone są 10% podatkiem, karty kredytowe akceptowane tylko w dużych hotelach i sklepach w miejscowościach turystycznych, wydane przez banki bez udziału kapitału amerykańskiego.
Kuba to miejsce gdzie dziś można spotkać najwięcej naszych polskich maluszków, które dalej są w użyciu. Kubańczycy nazywają je polaquito, ze względu na małe wymiary 🙂 Muszę przyznać, że na widok malucha robiło się sentymentalnie.

 Trochę mitów na temat Kuby

Leciałyśmy Air France (francuskiego okazało się nie znoszę bardziej niż niemieckiego) via Paryż w lekkim stresie, nastawione i uprzedzone o wszystkich niedogodnościach, które nas na pewno spotkają na lotnisku w Hawanie (Ania świadkiem, jak wieczorem przed odlotem w panice szukałam informacji i wypakowywałam domowe suszone grzyby zastępując kupnymi dla Polki, z którą miałyśmy się spotkać, bo na pewno mnie za to wsadzą) Oczywiście, zupełnie niepotrzebnie. Naturalnie warto zaznaczyć, że być może miałyśmy po prostu szczęście, ale przez prawie 2 tygodnie pobytu na Kubie, poza jednym gnojkiem, który ośmielił się w moją stronę użyć przymiotnika gordo (gruba) nie spotkało nas nic, co mogłoby nas zniechęcić. Zdrowy rozsądek – czyli właściwie jak zwykle – zupełnie wystarczy by uniknąć jakichkolwiek  problemów.
Etap pierwszy lotnisko w Hawanie: podjechaliśmy naszym jumbo pod tak mały terminal lotniska im. Jose Martiego, że aż to było komiczne. Przy kontroli paszportowej należy okazać kartę turystyczną (połowa zostaje, drugą, podstemplowaną chowamy do paszportu na drogę powrotną, karta do kupienia w Konsulacie w Warszawie lub u touroperatora, koszt 22 EUR, w konsulacie należy okazać bilet lotniczy w obie
strony i polisę ubezpieczeniową) i paszport.  W teorii również polisę ubezpieczeniową, bilet powrotny i zabezpieczenie finansowe (100 CUC na dzień lub kartę kredytową). W teorii, bo ani nas ani nikogo innego o to nie poproszono. Cykają foteczkę i idziemy na security, które przechodzimy bez zająknięcia mając w podręcznym wino z samolotu. Nasze plecaki wyjeżdżają błyskawicznie, potem jeszcze deklaracja celna, gdzie poza imieniem, nazwiskiem, nr paszportu i podpisem całą resztę pani każe nam olać. Wychodzimy kompletnie zignorowane przez jakiekolwiek służby, w kantorze (CADECA, są dwa: po lewo i po prawo) wymieniamy minimalną kwotę, żeby było na taxi do Centrum/Habana Vieja (25 CUC) i po łącznie jakiś 25 minutach od wylądowania wsiadamy do taksówki.
Praktyczne: potem okaże się, że różnica między kursem lotniskowym 1 EUR=1,29CUC a hotelowym i bankowym 1EUR=1,30CUC jest naprawdę znikoma. Wymieniając pieniądze na mieście miejcie ze sobą paszport.

Kto nie zobaczył Hawany ten jej nie pokocha

Obispo i okolice

Do hotelu przy Parque Central jedziemy jakieś 25 min. Tak, przy Parque Central, gdzie mieszczą się chyba najdroższe przybytki, a do Habana Vieja jest dosłownie rzut beretem. Nasz to Iberostar Parque Central i od razu śpieszę wyjaśnić, że nie wygrałam na loterii ani ostatnimi czasy bogato za mąż się nie wydałam. Po prostu z racji pracy w branży turystycznej zbieram sobie różne mile/punkty itd., które następnie mogę wymieniać na darmowe noce. Tak też wylądowałyśmy na 3 noce w 5 gwiazdkowym wypasie w Hawanie, w dodatku dostałyśmy pokój z widokiem na Park i Kapitol więc już naprawdę jesteśmy nieprzyzwoicie dopieszczone. Dodać należy, że wyglądamy dziwnie nieco z naszymi plecakami 🙂 Pierwszy wieczorny spacer już po ciemku wywołuje u nas nieco mieszane uczucia, poziom bezpieczeństwa na pewno jest tu nieco inny niż w Azji, ale z drugiej strony tak samo było w Birmie, w Rangunie, gdy po raz pierwszy zobaczyłyśmy miasto już po ciemku.Miasto jest znacznie większe niż mogłoby się wydawać patrząc na mapę. Nie łatwo poruszać się tu tylko na pieszo, ale nie odpuszczamy, bynajmniej! Pierwszy i podstawowy punkt programu to Stara Hawana, Habana Vieja. Główna ulica a właściwie deptak zamknięty dla ruchu kołowego to Obispo. Coś a’la nasze Krakowskie Przedmieście, tylko znacznie węższe przez co dużo bardziej zatłoczone. Trochę sklepów, choć zupełnie nie na moją kieszeń, knajp z lepszą lub gorszą atmosferą, bank, kantory, trochę pamiątek. Ludzie wiecznie stoją w jakiś kolejkach: a to do banku, a to do kantoru a to do telefonu. Mniej więcej w 2/3, jeśli startujecie z Parque Central mieści się po prawo na rogu hotel Ambos Mundos, który przez siedem lat był domem Ernesta Hemingway ’a w latach 30. Do dziś jest tam jego pokój, który można za 2 CUC obejrzeć (tylko dla bardzo ciekawskich). Najlepiej od razu wjechać na ostatnie piętro gdzie na sympatycznym tarasie można wypić ulubiony drink Hemingway ’a – Mojito za całe 3 CUC, w dodatku przy kubańskich nutach w wykonaniu 3 wspaniałych muzyków.

Przereklamowane bary Hemingway’a

Specjalnie o tym piszę, byście nie zniechęcili się np. że w tak potencjalnie turystycznym miejscu z was zedrą ostatnie pieniądze. Wręcz przeciwnie – w słynnej La Floridicie, barze Hemingway ‘a tuż przy początku Obispo) za dużo gorsze mojito policzą Was 6 CUC. Na taras wracałyśmy dwa razy, tak jest tam fajnie! Podczas picia mojito warto wyjąć jeden listek trawy (bo to gat. trawy, nie mięta) i przetrzeć krawędź szklanki, taki trik znacznie poprawia smak.Na końcu Obispo znajduje się Plaza de Armas, czyi Plac Broni stanowiący centrum Starego Miasta. Znajdujące się z dwóch stron placu potężne gmachy zabytkowych budynków powodują wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w czasie. Mnie na tym placu zachwyciły dwa miejsca: Palacio de los Capitanes Generales (dosł. Pałac Kapitanów Generalnych, inaczej Pałac Gubernatora), który zajmuje całą zachodnią ścianę placu i jest  jednym z najlepszych przykładów architektury barokowej w Hawanie.

Drugie miejsce to Świątynia wzniesiona w 1827 roku na wniosek kapitana generalne Francisco Dionisio Vives w miejscu, w którym uważa się, że powstał Villa de San Cristóbal de La Habana w 1519 r. z tym miejscem wiąże się również ciekawy obyczaj: co roku 16 listopada (dzień założenia miasta) mieszkańcy miasta trzykrotnie okrążają święte drzewo – ceiba, cicho wypowiadają życzenie i rzucają centy w jego korzenie licząc, że się spełni.
Z Plaza de Armas jest bardzo blisko do Placu Katedralnego i Katedry San Cristobal. Plac otoczony jest zabytkowymi kamienicami z górującą nad nimi katedrą. W kamienicach stojących wokół placu  obecnie mieszczą się muzea, sklepy i restauracje. Jest to jedno z najpopularniejszych miejsc w Starej Hawanie, gdzie można spotkać Kubanki, które z cygarem w ustach za kilka monet zapozują Wam do zdjęć. Dla mnie to nic autentycznego, dlatego wszystkim zaczepiającym nas paniom dziękuję. Wolę zrobić zdjęcie przeciętnemu mieszkańcowi miasta, niż przepranej jak lalka ze skansenu naciągaczce.

Przepiękna fasada katedry św. Krzysztofa jest jednym z najdoskonalszych przykładów barokowej sztuki Hawany a sam plac staje się jednym z naszych ulubionych, bo jest tu wyjątkowo cicho i spokojnie. Wracamy na Plaza de Armas i wychodząc prawą uliczką w stronę nabrzeża idziemy w stronę Plaza de San Francisco de Asis (plac św. Franciszka z Asyżu). To jeden z najstarszych placów w mieście, powstały na terenach, które udało się w dawnych czasach osuszyć i odzyskać z zatoki. Otoczony z trzech stron budynkami, jest z jednej strony otwarty, kiedyś na zatokę – dziś na przystań Terminal Sierrra Maestra. Dzięki pracom renowacyjnym rozpoczętym pod koniec lat 90. większość budynków otaczających Plaza de San Francisco de Asis i sam kościół gruntownie odnowiono. Dookoła znajdują się kawiarenki, a na samym placu wzrok przyciąga biała fontanna. Po północnej stronie stoi niewielki kiosk informacji turystycznej. Siedzi tu również nasz Chopin, na ławeczce i czeka, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. Ten plac jest moim absolutnie ulubionym w Hawanie, wracamy tu kilkakrotnie, również wieczorem, bo jest pięknie oświetlony.

Praktyczne: odnośnie oświetlenia – Hawana wieczorem ma to do siebie, że idziesz sobie grzecznie pięknie oświetloną uliczką, z drzewkami w donicach, sklepikami i nagle myślisz skręcę sobie zobaczyć co jest za rogiem okazuje się, że za rogiem jest ciemno kompletnie i trochę straszno. O ile w dzień zupełnie tego nie widać, choć są ulice odchodzące od Obispo, na które trzeba uważać (kieszonkowcy), ale to łatwo ocenicie na oko, gdzie lepiej, żeby gringo jednak nie wchodził, o tyle wieczorem naprawdę bardzo łatwo się zaplątać.
Skręcając z Oficios w Brasil napotkacie na pozostałości pierwszej kanalizacji w Hawanie, niezbyt dobrze zabezpieczonej niestety. Warto przysiąść sobie w tej wąskiej uliczce i napić czegoś zimnego, zanim ruszycie dalej na Plaza Vieja (przechrzczona na patelnie, cienia prawie brak). Jest tu również sklep, gdzie możecie poczynić zakupy, tradycyjny rum czy cygara.

Nowoczesna (?) Hawana

Wracamy na szlak i po zimnej Tukoli (ich odpowiednik Coca coli, choć i ta już jest właściwie powszechnie dostępna) ruszamy dalej na Plaza Vieja. Plac Stary jako jeden z pierwszych został stworzony na planie prostokąta, bez kościoła znajdującego się przy nim. Dookoła placu zaplanowano budynki mieszkalne z charakterystycznymi podcieniami i kolumnami. Był to plac, który miał służyć mieszkańcom za miejsce spotkań i wspólnej zabawy. Podcienia chroniły przed deszczem i słońcem, a z balkonów można było obserwować od bywające się na placu pokazy. Obecnie w wielu odrestaurowanych kamienicach mieszczą się restauracje i bary, jak również galerie sztuki. Przykładem sztuki nowoczesnej są dwie dziwne rzeźby: metalowe ‘drzewo’ oraz naga, łysa kobieta siedząca na kogucie w rozmiarze kucyka. Bardzo dziwne, nie wiem czy dlatego, że może ponieważ na placu w południe nie szczególnie jest jak go obejrzeć w cieniu nie chwyta mnie on za serce. Od Plaza Vieja ulicą San Ignacio wrócicie do Obispo, gdzie na samym jej początku od strony Parque Central) polecam knajpkę La Piña del Plata (sąsiadującą z La Floriditą), choć wystrój może zwieść (jest bardzo elegancko) danie obiadowe np. kurczak, ryż, warzywa kosztuje ok. 4,5 CUC, w cenie kulka lodów na deser. Spory wybór, bardzo smacznie, szybko i przyjemnie.
Po południu proponuje Kapitol i wspomnianą już Fabrykę Cygar Partagas. Kapitol, na który muszę się przyznać nie mogłam się napatrzyć (może dlatego, że z uwagi na jet lag podziwiałam z łóżka 3 poranki z rzędu jego piękną kopułę skąpaną w promieniach  wschodzącego słońca), powstał w 1926 roku i do 1959 pełnił rolę siedziby parlamentu Kuby. Obecnie znajduje się centrum kongresowy i budynek jest otwarty do zwiedzania dla turystów. Kapitol z zewnątrz prezentuje styl renesansu, podobnie jak Kapitol w Waszyngtonie, przypomina Bazylikę Świętego Piotra w Rzymie. Ozdobą hawańskiego Kapitolu, która zasługuje na szczególną uwagę są masywne, wykonane z brązu drzwi, na których znajdują się płaskorzeźby przedstawiające sceny z historii Kuby, poczynając od jej odkrycia przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku aż do czasów, w których powstał budynek.

Zachód słońca na Malecon

Od Parque Central odchodzi jedna z ładniejszych miasta – Paseo de Marti, zwana potocznie Prado (na mapie też znajdziecie dwie nazwy). Deptak z ulicami jednokierunkowymi po bokach, w znacznej części odnowione kamienice. Drzewa dają przyjemny cień, a na murowanych ławkach można sobie przyjemnie spocząć. Prado dojdziemy do Maleconu oraz Castillo de San Salvador de la Punta – sympatycznej fortecy z parkiem, skąd można podziwiać po drugiej strony kanału Castillo de los Tres Reyes Magos del Morro (w skrócie El Morro), która trzeba przyznać – prezentuje się naprawdę zacnie. Idąc wprawo wstępujecie na Malecon – kilkukilometrowy bulwar nadmorski, uznawany przez mieszkańców Hawany za najpiękniejszą promenadę świata. Wiedzie on do Miramaru, dzielnicy willowej z pałacami i ogrodami (przedrewolucyjnych milionerów). Mnie Malecon również bardzo przypadł do gustu, choć, szczególnie po zmroku, trzeba uważać na jinteras i innych naciągaczy. Nam oczywiście nic się takiego nie przytrafiło, ale to akurat kwestia szczęścia. Na Maleconie warto posiedzieć do zachodu  słońcu, a potem w Cafe Neruda na ten przykład wypić sobie lokalne piwko Cristal (1,50 CUC).

Hop on Hop off w Hawanie – tanio i przyjemnie!

Jak już wspominałam Hawana jest znacznie większa, niż mogłoby się wydawać a z Habana Vieja na Plac Rewolucji trzeba by już się poratować taxi (6 CUC/w jedną stronę) decydujemy się na Habana Bus Tour – za 5 CUC można jeździć cały dzień wysiadając i wsiadając na oznakowanych  przystankach. Trasa obejmuje większość miasta, naturalnie poza Habana Vieja. Docieramy zatem na wspomniany Plac Rewolucji (3 foty i można jechać dalej, tym bardziej taksówka byłaby wyrzucaniem pieniędzy), gdzie mamy: dwa budynki z wizerunkami Castro i Che oraz pomnik ku czci Jose Martiego (jako ojciec ruchu niepodległościowego ma pomnik chyba na każdym placu i skwerze ;D) Plac Rewolucji to jednak przede wszystkim historyczne miejsce, gdzie Castro wygłaszał swoje wielogodzinne, kwieciste przemówienia (mówi się, że nigdy nie używał notatek, bo miał doskonałą pamięć).
Na trasie naszego autobusu znalazł się również Cementerio de Cristóbal Colón, który uchodzi za drugą, największą na świecie nekropolię. Zdecydowanie podziwianie go z autobusu nam wystarczyło, ale gdyby ktoś chciał go zwiedzić (5 CUC/osoba, do negocjacji). Przejechałyśmy również przez Vedado, które powstało na wzór amerykańskiego Miami, z szerokimi alejami, wielkimi posiadłościami, luksusowymi hotelami i ekskluzywnymi sklepami oraz Miramar (dzielnicę willową). Całą trasę pokonuje się w ok. 2h.
Hawana, z resztą jak i inne miejsca na wyspie, zaskoczyły mnie czystością. Pomimo tego, że często brakuje koszy na śmieci, ulice są czyste, owszem smrodki się zdarzają, jakieś pojedyncze miejsca, gdzie psy rozwlekły śmieci, ale tak poza tym jest naprawdę czysto.

Praktyczne: jeśli chcecie wysłać kartkę z Hawany musicie kupić taką, z od razu nadrukowanym znaczkiem, inaczej będziecie szukać poczty, ponieważ znaczków oddzielnie w sklepikach nie ma. Kartka ze znaczkiem na cały świat kosztuje 1 CUC. Działalność kubańskiej poczty ocenimy jak dziewczyny, które wygrały kartkę w moim konkursie na FB ją w końcu dostaną.

Rum tańszy od wody, czyli co przywieźć z Kuby i gdzie kupować

W tym miejscu mała dygresja na temat tego , co można i warto przywieźć w postaci souvenirów. Po pierwsze znalezienie czegokolwiek bez Che Guevary graniczy z cudem, i choć na Kubie jest on czczony prawie jak drugi po bogu, ja mam opory nosić gębę mordercy na koszulce.

Jest sporo biżuterii, raczej z koralików, kamyczków czy kości, niż srebra czy złota, choć i taką znajdziecie.

Wyroby drewniane jak domino (ulubiona rozrywka Kubańczyków, ok. 4 CUC za pudełko) czy instrumenty (kupiłam marakasy – 2 sztuki, skóra i drewno 15 CUC i jeszcze coś, co muszę ustalić jak się nazywa) będą świetną pamiątką. Również wszelkiego rodzaju wyroby skórzane i ręcznie robione na szydełku (okrągła serweta, ok. 30 cm średnicy 6 CUC). Świetnie też sprawdzają się płócienne torby z różnymi wizerunkami miasta (6-8 CUC). Popularne są również metalowe blachy samochodów (5 CUC), ale znalezienie naprawdę fajnej zajęło mi trochę. Magnesy na lodówkę są dziadowskie strasznie i wyjątkowo tym razem żadnego nie nabyłam. Może to i dobrze, bo drzwi od lodówki gotowe się urwać. To wszystko możecie w Hawanie kupić na ulicy w może nie bardzo licznych, ale jednak istniejących sklepikach lub wybrać się do hali targowej przy kościele San Francisco de Paula (z 10-15 min spacerem wybrzeżem na prawo od Św. Franciszka z Asyżu) i tam dokonać zakupów wszelakich. Ceny jak dla nas były akceptowalne, dlatego przyznaje się bez bicia, że targowania nie uprawiałam.

Najważniejsze co trzeba przywieźć to rum i cygara. Rum w tym kraju jest tańszy od wody i wszędzie: na lotnisku, w hotelu, w sklepie w Varadero czy sklepiku w Hawanie kosztuje dokładnie tyle samo. Nie warto odkładać zakupu rumu na lotnisku w drodze powrotnej, bo lecąc spoza Unii alkohol albo wam skonfiskują, albo każą nadać ponownie. Bez sensu. Biały rum Havana Club 3 años: mała butelka 2,8 CUC, 0,75 litra 5,50 CUC, 1 litr 6,95 CUC. Dobrym pomysłem jest również kubańska kawa, 0,5 kg = 6 CUC.

Cygara natomiast to już inna para kaloszy. Jeśli będziecie mieli okazję być w Hawanie to koniecznie wybierzcie się do Fabryki Partagas, tuż za Kapitolem, nieopodal Parque Central, która została założona w 1845 roku przez Don Jaime’go Partagas’a.Wycieczka po fabryce – jak ktoś jest bardzo ciekawy, wstęp 10 CUC. Ale jest również sklep i można sobie przy okazji wypić kawkę i zapalić a i rumu jak poprosisz nikt ci nie odmówi. Tak z resztą wyglądają wszystkie Casa del Tabaco Cubano, ale tu jest najtaniej:

  • Cygaretki 5 chicos – 3,70 CUC
  • Guantanamera: sztuka w plastiku – 1,3 CUC (lotnisko, Varadero Casa del Tabaco – 3 CUC, hotel – 5 CUC!)
  • Coshiba esplendid: sztuka w papierowym pudełku – 12 CUC

Niestety nie mają wszystkiego (Punch) lub nie sprzedają na sztuki (Romeo y Julieta), więc musiałam dokupić w Varadero:

  • Romeo y Julieta no. 1: sztuka w metalowym pudełku – 7 CUC
  • Punch: sztuka w metalowym pudełku – 8,60 CUC

Praktyczne: Pamiętajcie, żeby nigdy nie kupować cygar na ulicy – najpewniej zapalicie potem liście bananowca, albo jeszcze gorzej. W okolicy Fabryki Partagas kręci się masa naciągaczy, nie dajcie sobie w mówić, że jest zamknięte, tylko ich po prostu olejcie. Do Fabryki lepiej dojść od ulicy Dragones, krócej Was będą zaczepiać niż Calle Industria.

Kuba – ciekawostki

  • Boże Narodzenie stało się oficjalnym świętem dopiero w 1997 roku, w ramach przygotowań do wizyty papieża Jana Pawła II w 1998 roku.
  • Narodowym sportem jest baseball.
  • W 1961 r. prezydent USA John F. Kennedy na kilka godzin przed podpisaniem decyzji o wprowadzeniu embarga i blokady Kuby wysłał swojego sekretarza aby wykupił wszystkie kubańskie cygara Petit Upmann jakie znajdzie w Waszyngtonie.
  • Za zabicie człowieka na Kubie grozi kara 10-15 lat więzienia. Za zabicie krowy 25 lat. Krowy są własnością rządu.
  • Zanim palenie cygar stało się na świecie symbolem gustu i dobrego smaku, uważane było za zwyczaj pogański i było w Europie zakazane. Za palenie cygar do więzienia trafił m.in. jeden z uczestników wyprawy Krzysztofa Kolumba.
  • W wodach między Kubą a Florydą bardzo licznie występują rekiny. Uchodźcy kubańscy których łodzie zatonęły lub zostali wypchnięci do morza przez nieuczciwych przemytników, często stają się ich ofiarami.
I jak Ci się podoba Hawana? Wybierasz się niebawem na Kubę? Masz pytania, na które nie ma odpowiedzi w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

20 komentarze to “Kuba: Hawana i informacje praktyczne”

  1. Evi, a jak finansowo wyjazd w porównaniu do Azji? Nie licząc biletu my na miejscu wydaliśmy ok.1,5-2 na absolutnie wszystkie atrakcje (jedzenie, spanie, transport, imprezki i inne przyjemności) 😀 Strasznie chcemy jechać ale nie wiemy jakich kwot się spodziewać 🙂

    1. Nieznacznie może tylko drożej, ja akurat za spanie nie płaciłam, ale nocleg w casa particulares to ok 20 USD od osoby, więc "azjatycko", przejazd Hawana – Varadero – Hawana coś koło 30 USD więc też bez dramatu. Autobus hop on hop off w Hawanie czy w Varadero 5 CUC (ponad 15 zł). W sklepach wiele nie było, ale jak było to tanio, jedzenie też. Nie wiem jak się zmieniło po zażegnaniu niechęci na linii USA-Kuba, obawiam się, że nastawiając się na amerykańskich turystów mogło trochę podrożeć, choć ponoć wciąż nie mają oni bezpośrednich lotów.

  2. a ja mam inne zdanie. Zburzę zatem troszkę obraz tej tak pięknie opisanej Havany. Tuz po przylocie przez prawie 4 godziny prześwietlano nas i nasze bagaże (przylecieliśmy z nurkowania w Meksyku i bardzo zaniepokoił ich nasz sprzęt – torby już przy odbieraniu z taśmy były niedomknięte i pochopnie przegrzebane). Wynajęliśmy samochód i powędrowaliśmy do hotelu. Niesamowity smog, przyprawiający o mdłości, wydobywający się z rur wydechowych tych tak dodających uroku Hawanie samochodów. Ceny hoteli i wyżywienia w restauracjach niewspółmiernie wysokie co do jakości usług. Spałam w 3 hotelach, pierwszy poza Vieją – 150 CUC na każdej ścianie grzyb i dziury, w poszewkach zamiast poduszek folie uzbierane ze zgrzewek po napojach, w ścianie pod oknem dziura na wylot wielkości kota (pół litra Havana Club pomogło zasnąć i przetrwać do rana), 2 pozostałe hotele na Habana Vieja. Po kilkugodzinnej selekcji udało się trafić hotel za 200 CUC bez widocznego grzyba (choć pewnie tam się czaił gdzieś pod warstwami farby) – co dziwne podając cenę za nocleg od razu pada pytanie czy chcemy zobaczyć pokój – to dość wymowne. W restauracjach czułam się jakbym za jedyne 20 – 30 CUC dostawała resztki ze stołu El Komendante (nie wiedziałam, że w piersi z kurczaka są żyły?!). Dodam tylko, że jem żeby żyć a nie odwrotnie, więc nie jestem wybredna i nie podróżuję z "Guciem" pod pachą. Cmentarz, Malecon i sama Habana Vieja bardzo klimatyczne, czuć powiew dawnej świetności – szkoda, że już bezpowrotnie przepadła. Reszta Havany to slumsy, ruiny, smog, śmieci i smutni ludzie. Mieliśmy mało czasu i bardzo żałuję, że zmarnowaliśmy 3 noce na Havanę. Odetchnęłam pełną piersią udając się w dalszą podróż do Trynidadu. I właśnie tą podróż miło wspominam z wizyty na wyspie. Mili, uczynni ludzie, naprawdę wdzięczni za podwózkę, a my im za wytłumaczenie drogi, piękne krajobrazy, "kowboje" z ostrogami przymocowanymi do gumowców, rowerzyści jadący pod prąd na autostradzie, całodzienna wycieczka konna pod wodospad z kąpielą włącznie, zajazd w dżungli z pysznym domowym obiadem, Wąsaty grajek z gitarą, którego mixów Guantanamery nie powstydził by się żaden DJ. Miło wspominam nawet dziury w oponie zrobione po przejechaniu krabów (na trasie jest kilka miejsc, gdzie dosłownie są centymetrowej grubości dywany przejechanych krabów z sępami wyjadającymi resztki). Przydomowa wulkanizacja prowadzona przez sympatyczną rodzinkę naprawdę mnie rozczuliła. Każdy mężczyzna miał swoją robotę, a czas spędzony na naprawie umilała nam Pani domu. Wracaliśmy północą stroną omijając szerokim łukiem Varadero – bo to nie Kuba, to enklawa Gringo. Wspominasz o materiale Ani, to raczej młoda osoba i nie pamięta czasów kiedy i u nas był tylko ocet w sklepach (papierosy i alkohol też były na kartki), a na sprzęt AGD trzeba było dostać asygnatę i poczekać w długiej kolejce jak dzisiaj po endoprotezę. Stare samochody były trzykrotnie droższe od nowych, bo do nowych mieli dostęp tylko nieliczni. Ciepła woda obecnie bywa dostarczana tylko do niektórych bloków za kasę lokatorów a nie państwową. W większości domostw są piecyki gazowe lub termy. I jeszcze jedno, wchodzenie czy zaglądanie do czyjegoś domu jest po prostu niegrzeczne. Więc może warto zmienić tytuł na "dlaczego Kuba rozczarowuje młodych chamów" Podróżuję nie dla miejsc, bo to tylko budowle ale właśnie dla ludzi. Lubię zaszyć się kącie, z boku przy drinku przyglądać się jak żyją, pracują i spędzają czas i to bez względu na to czy jestem w bogatym Abu Zabi czy jakimś "przetyranym" Państwie. To chyba nic złego :). Kuba – tak ciekawa, ale czy wrócę nie wiem, na razie obieram kierunek – wschód

  3. "Nie warto odkładać zakupu rumu na lotnisku w drodze powrotne, bo lecąc spoza Unii alkohol albo wam skonfiskują, albo każą nadać ponownie. Bez sensu. " – czemu nie kupować na lotnisku skoro ta sama cena? to kupować rum czy nie, bo nie da rady przywieźć? jak "nadać ponownie"?

    1. Moja opinia jest taka, że jeżeli cena rumu w każdym miejscu jest taka sama, z lotniskiem włącznie (choć zwykle na lotniskach jest taniej) to bardziej 'opłaca się' (nie są to jednak kategorie finansowe) kupić rum na mieście spakować sobie do plecaka czy walizki i bez stresu nadać na bagaż, niż po min. 8h nocnego z reguły lotu do Europy dyskutować z celnikiem czy możemy zabrać butelkę czy nie (oczywiście znam takich którym się udaje, ale trzeba pamiętać, że zasady są jakie są). Ponownie na bagaż można coś nadać wychodząc ze strefy tranzytowej, podchodząc ponownie do odprawy, security itd., tak jakbyś zaczynał/ła od nowa lot. Jakie są szanse na nadanie i przewiezienie jednaj butelki w całości nie wiem – nigdy nie testowałam.

    2. rozumiem, nie brałem pod uwagę bagażu rejestrowanego, bo go mieć nie będę. a to wiele zmienia.

      Arkadiusz 🙂

  4. Myśle, że albo testował moja cierpliwość albo znajomość hiszpańskiego:) ale fakt, ze moje biodra przy kubanskich to – może mało skromnie – żadne biodra! A już na pewno nie gordo:)
    Dzięki Ewa, mam nadzieje, ze naprawdę niebawem wyskoczysz na Kubę:)
    Kawa to Regil.

  5. Czytam… Ty gordo? To ja tam nie jadę bo mnie nazwą mucho gordo 🙂 A tak na serio to myślałam, że w tamtych okolicach nie lubią "kobiet-wieszaków".
    Przeczytałam, dobry tekst, mam nadzieję, że uda mi się z niego skorzystać w miarę niedługo 🙂
    Btw, to jak się nazywa ta kawa? 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.