Skip to main content

Kuba: na wschód od Hawany – największe atrakcje wyspy

O tym jak prawie zamordowałam obywatelkę Kuby

Do Varadero jedziemy Viazulem, autobusem dalekodystansowym, którym możecie jeździć po całej wyspie, autobusy są całkiem nowe, klimatyzowane (wcale nie tak bardzo jak się naczytałam, ale bluza nie zaszkodzi) i co najważniejsze – punktualne! Bilety kupiłam przez internet, zupełnie niepotrzebnie, bo otóż na dworcu Viazula (Avenida 26 y Zoológico) w Hawanie miałam doświadczyć jak to jest coś na Kubie musieć załatwić. Z Parque Central na dworzec taxi wyniosła nas 10 CUC, dumna i blada idę z moim biletem do kasy, pani każe mi wejść dalej i na prawo. Uznaje, że skoro wszystko mam to po prostu mamy usiąść i czekać (bo jak zwykle jesteśmy 1h przed odjazdem), siedzimy powoli orientując się w zasadach, patrząc na panią ze starą kasą, gdzie ustawiła się już długa kolejka. Zastanawiamy „po co oni tam stoją?” aż w końcu olśnienie, z moim wydrukowanym biletem mam iść do tej właśnie pani! OK, staje w kolejce za laską, która kupuje bilety dla chyba 10 osób…
Procedura wygląda tak: na kasie takiej jak u nas w latach 70, nabija kwotę i wychodzi pusty kawałek papieru. Na tym kawałeczku ląduje pieczątka i tam sobie pani bazgroli, zakładam że kierunek i datę, ale rozczytać nic się nie da, potem spisuje coś do kajetu, z tego kajetu do następnego i ten wkłada pod kasę. Next! Miałam jedno tylko potwierdzenie biletu w obie strony więc jeszcze w hotelu przecięłam je na pół, żeby móc to okazać na powrocie. Kiedy nadchodzi moja kolej pani oświadcza, że ona nie wie co z przeciętą kartką począć, próbuje coś tłumaczyć, ale bez efektu. Wysyła mnie do wcześniejszego pomieszczenia żeby ktoś mi te kartkę skleił. Na szczęście z taśmą nie ma problemu, więc po chwili wracam, ale kolejny petent jest obsługiwany. Kasa, stempel, kajet, kajet, za 10 min odjazd, autobus już jest…. Wpycham się już w kolejkę, bo mam dość czekania, a pani najwolniej jak się da wystawia dla mnie bilety. Po plaster kupowałam to online?! Nie wiem, bo absolutnie nic mi to nie dało. Wreszcie łaskawie dostaje swoje świstki i możemy jechać.

Kubańskie zwyczaje na drogach

Cała podróż zajmuje równiutko 3h i 5 min z postojem na siku i przystankami w Matanzas i na lotnisku w Varadero. Notabene dopiero w Matanzas udaje nam się dostrzec camello – przegubowy, bardzo dziwny autobus doczepiony do ciężarówki, który pomieścić może ponoć i 300 osób. W Hawanie nie napotkałyśmy żadnego, wypierane są przez chińskie Yutongi.
Przy okazji transportu warto wspomnieć o autostopie. Wcześniej w ramach ciekawostek pisałam, że na wylotówkach z miast, gdzie stoi mnóstwo chętnych na podwózkę stoi budka i urzędnik rozsadza autostopowiczów w rządowych autach, ponieważ te mają obowiązek zatrzymania się. Dlatego każdy rządowy pojazd, z autokarem wycieczkowym włącznie, prowadzi ewidencję tego gdzie jedzie, o której dojechał itd., czyli kolejny kajet. Urzędnik nie pyta dokąd jedziesz tylko bierze kajecik, patrzy O! Trinidad. Kto do Trinidadu wsiada! I nie ma zmiłuj. Oczywiście możesz się nawet rządowym autem nie zatrzymać, ale wtedy urzędnik twoje numery rejestracyjne przesyła na posterunek, namierzają cię i wzywają do siebie. Za pierwszym razem czeka cię nagana słowna, za drugim grzywna a za trzecim – tracisz prawo jazdy na miesiąc. Auto rządowe łatwo poznać po kolorze tablic – niebieskim, choć za 10 m-cy już wszystkie tablice będą białe, tylko np. rządowe z niebieskim paskiem, prywatne zamiast żółtego tła będą miały na początku literkę P itd. Dworzec w Varadero mieści się nieco na uboczu, mniej więcej w połowie miasta. Taxi do części Tainos kosztuje nas 10 CUC. Kierowca, jak z resztą chyba wszyscy Kubańczycy są bardzo rozmowni, więc mam wiele okazji ćwiczyć hiszpański, który z każdym dniem jest coraz lepszy (1,5 roku nauki chyba jednak nie poszło w las zupełnie!).

Dos piña coladas w Varadero

Varadero to prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych kurortów na Karaibach, chociaż wszystkich jeszcze nie widziałam. Położony 140 km od Hawany na półwyspie Hicacos może pochwalić się piękną i piaszczystą plażą o długości 20km! Jeśli dodamy do tego ciepłe i krystalicznie ciepłe Morze Karaibskie otrzymujemy przepis na idealne wakacje w raju. Bo co człowiekowi więcej do szczęścia w takim miejscu potrzeba? Półwysep ma w najszerszym miejscu szerokość maksymalnie 500 metrów, dlatego gdzie by się tu nie ruszyć – traficie na plażę.
Varadero nie zawsze było kurortem, kiedyś to była maleńka wioska, której mieszkańcy zajmowali się głownie warzeniem soli. Rozwój nastąpił gdy przemysłowy magnat postanowił zbudować tu w 1926 roku swoją rezydencję. Kurort zaczął się rozwijać kiedy magnat przemysłowy Irénée du Pont zbudował tu swoją rezydencję Xanadú Mansion. Potem rozwój kurortu potoczył się błyskawicznie.
Praktyczne: Varadero nie dysponuje typową publiczną komunikacją miejską. Miasteczko oferuje jedynie specjalne  panoramiczne autobusy Varadero Beach Tour (znowu 5 CUC i cały dzień można jeździć do woli), które kursują  między wszystkim głównym hotelami a miasteczkiem. 
Nie będę Was tu mamić, że w Varadero jest coś szczególnego, ale muszę przyznać, że po takich miejscach jak Ko Chang w Tajlandii czy Kuta na Bali, Varadero jest bardzo przyjemną miejscowością, czystą i wcale nie taką komercyjną, choć oczywiście ilość sklepów, knajp i bazarów jest tu spora. Varadero to swoista enklawa na turystów oraz ludzi tu mieszkających/pracujących, przy wjeździe i wyjeździe z miasta są posterunki, na których Kubańczyk musi udowodnić, że ma tu coś do roboty. Ale wystarczy wyjść – dosłownie, bo autobus turystyczny dojeżdża do zalewu i resztę trasy ok. 1 km trzeba pokonać pieszo by dostać się do Santa Marty, małej wioski, jednak zupełnie lokalnej. Jeśli jesteś podczas pobytu na Kubie nie ruszasz się poza Varadero (tacy na pewno się znajdą) skocz do Santa Marty, bo chociaż mieć pojęcie, jak wygląda prawdziwa Kuba.
Varadero ciągnie się wzdłuż właściwie jednej głównej ulicy Avenida primera, i niczym rybie ości odchodzą od niej kolejno z zachodu na wschód Calle 1,2,3 aż do chyba 60 którejś. Dzięki temu poruszanie się po miasteczku jest dziecinnie proste. Przy Calle 27 znajdziecie Casa del Tabaco Cubano, oczywiście w centrach handlowych (nie wyobrażajcie sobie za dużo) też dostaniecie cygara, ale już bez takiego klimatu jakie mają casy. Warto wstąpić także do pięknie zadbanego Parku Josone, bardzo fajne miejsce na spacer czy obiad.
Poza miasteczkiem w rejonie Tainos znajdziecie 2 jaskinie: Cueva Ambrosio (5CUC wstęp) i Cueva Musulmanes a także okaz największego kaktusa (El Patriarca) na wyspie. Wszystko to mieści się na terenie rezerwatu Varahicacos. Miła odmiana od plażowego lenistwa.

Nasz hotel – Iberostar Tainos składa się z budynku głównego, gdzie dostajemy pokój z widokiem na morze 🙂 oraz bungalowów. Cały czas coś się dzieje, a tu coś malują, a tu wannę nową wstawiają, bo choć może nie na pierwszy, ale na drugi rzut oka widać, że hotel liczy już kilka dekad. Plaża mnie autentycznie powala, jest piękna, prawie biały piaseczek, krystalicznie czysta, turkusowa woda – naprawdę taki mini, mini raj. Do tego zupełnie przypadkiem stałyśmy się fankami piña colady, której ożłopałam się za wszystkie czasy.

Trzy miasta na Kubie

Stąd robimy całodniowy wypad do: Santa Clara, Trinidadu i Cienfuegos. Trasa 800 km. W pierwszej kolejności mijamy Cardenas w
prowincji Matanzas, które znane jest z tego, że było jednym z pierwszych miast mających kolej, elektryczność, publiczny transport, telefon oraz telegraf. Dziś to małe miasteczko, urokliwe, ale jednak biedne, z bardzo dużym odsetkiem bezrobocia. Symbolem miasta jest… krab. Po drodze mijamy plantacje bananowców, mango, zbóż się tu praktycznie nie widuje. A propos bananowców – charakterystyczne dla nich jest to, że najpierw wydają owoc, a dopiero potem kwitną, są jednorazowego użytku, po zebraniu owoców bananowca się ścina i sadzi kolejne. W każdym miasteczku po drodze widzimy gromady dzieciaków w mundurkach, których kolory mówią o tym, na jakim poziomie jest uczeń:
  • Biała koszula, czerwony dół = szkoła podstawowa
  • Biała koszula, musztardowy dół = gimnazjum
  • Biała koszula, niebieski dół = szkoła średnia
  • Błękitna koszula, niebieski dół = uniwersytet

Santa Clara

Pierwszym miastem, do którego docieramy jest Santa Clara, uniwersyteckie miasto,które w znacznej części stanowi po prostu hołd dla Che Guevary. Jest tu upamiętnione miejsce, gdzie Che wysadził pociąg co dało początek kubańskiej rewolucji a także Mauzoleum Che i jego 29 towarzyszy zabitych w 1967 roku w Boliwii (nie wolno wnosić do środka aparatów fotograficznych, telefonów ani żadnych torebek i plecaków). Castro ściągnął szczątki Che na Kubę blisko 30 lat po jego śmierci. Podobnie jak Mauzoleum Ho Chi Minha w Hanoi szczególnie nie zrobiło na mnie wrażenia, lepiej wybrać się do samego miasteczka i przejść się jego uliczkami.

Centralnym punktem miasta jest plac Parque Vidal na którym mieści się amfiteatr, chętnie odwiedzanym miejscem jest także Teatro La Caridad z XIX wieku. Do kulturowych zabytków należy także Museo de Artes Decorativas. Do polskich akcentów jakie znaleźć można w Santa Clara należy pomnik Jana Pawła II upamiętniający pielgrzymkę na Kubę w 1998 roku. W przeszłości ta kolonialna kraina utrzymywała się z handlu trzciną, dziś to głownie uniwersyteckie miasto.

Autostrada, która wiedzie do Santa Clary to swoista pamiątka po Batiście, który miał wybudować po dwa pasy w każdą stronę, ale połowę pieniędzy ukradł, więc starczyło tylko na jeden w każdym kierunku. Dodatkowo autostrada nie przebiega zbyt prosto, bo każdy za łapówkę mógł zlecić, by autostrada zahaczała o jego posiadłość. Zdarzało się, że pełniła rolę lotniska, dlatego dziś jest dość często obsadzona latarniami, by utrudnić ewentualne lądowanie (naturalnie w domyśle Amerykanom).

Trinidad

Przed obiadem docieramy do Trinidadu – jednego z najstarszych i najpiękniejszych miast na Kubie. Uznawane za perłę architektury kolonialnej, położone jest w prowincji Sancti Spiritus i dziś liczy około 70 tys. mieszkańców. Założone zostało w 1514 roku, początkowo nad brzegiem Morza Karaibskiego, ale ciągłe napaści piratów zmusiły mieszkańców do przeniesienia nieco bardziej w głąb lądu. Trinidad założył hiszpański konkwistador Diego Velasquez de Cuellar, który dość niechlubnie wpisał się w historię wyspy, a mianowicie przyczynił się do całkowitego wytępienia Indian na wyspie. Trinidad początkowo miał być osadą poszukiwaczy złota. Choć złotego kruszcu nie odnaleziono, miasto bardzo szybo zyskało na znaczeniu, dzięki powstającym wokół plantacjom trzciny cukrowej. Dziś trzcina cukrowa i cukrownie poszły nieco w zapomnienie, na wyspie zostało ich zaledwie 42.
W mieście najdziemy wiele miejsc kultu santerí, która poza katolicyzmem jest jedną z najważniejszych religii na wyspie. Santería wywodzi się z tradycyjnych wierzeń plemienia Joruba, którego członkowie pojawili się na Karaibach jako niewolnicy. Przymusowo próbowano wytępić ich wierzenia, więc niewolnicy zaczęli podstawiać katolickich świętych w miejsce swoich bogów, by zamaskować swoje tradycje. Dziś wyznawców santerí można poznać po białym ubiorze, choć chodzą w nim tylko przez rok bez przerwy, w tym samym czasie nie mogą uścisnąć niczyjej dłoni. Kolonialna Starówka Trinidadu została wpisana w 1988 roku na listę UNESCO. Ulice wybrukowano podzielone jakby na pasy, każdy z nich opada do środka ulicy, dzięki czemu nie zbiera się woda i wszystko elegancko spływa. Mówi się też, że ulice wybrukowano w ten sposób, bo burmistrz miał jedną nogę krótszą i łatwiej mu było chodzić w ten sposób.
Centralnie położony Plaza Major skupia wokół siebie najważniejsze zabytki, takie jak barokowa katedra, oraz były klasztor świętego Franciszka (Convento San Francisco) z charakterystyczną dzwonnicą. Jednak najpiękniejsze w mieście są zwykłe uliczki, czyste i kolorowe, które jak nic innego oddają klimat Kuby.

Cienfuegos

Niestety już po zmroku docieramy do Cienfuegos, mimo to nadal robi duże wrażenie. To jedno z najmłodszych miast na Kubie, zostało założone dopiero na początku XIX. Ze względu na swoje położenie oraz interesujące zabytki, które zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, nazywane jest Perłą Południa. Do najważniejszych budowli w mieście należą: teatr Tomasa Terrego, nazywanego perłą ówczesnej architektury, ratusz – Palacio Municipal oraz muzeum historii marynarki. Warto wspomnieć iż w pobliżu tego miasta znajduje się Cukrownia Australia, z której Fidel Castro dowodził obroną Zatoki Świń. Trzeba też wspomnieć, że w Cienfuegos zbudowano port do transportu cukru luzem, dzięki czemu surowiec można ładować wprost do luków statków. Znajduje się tutaj również baza rybołówstwa. W pobliżu Cienfuegos istniej możliwość uprawiania sportów wodnych oraz zażywania kąpieli w wodach termalnych.
I jak Ci się podoba Kuba? Wybierasz się niebawem? Masz pytania, na które nie ma odpowiedzi w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

15 komentarze to “Kuba: na wschód od Hawany – największe atrakcje wyspy”

  1. Wybieramy się niedługo na Kubę z plecakami i chciałam zapytać czy noclegi można znajdować na bieżąco w czasie podróży, tak jak np w Azji, czy trzeba mieć coś zarezerwowane już z góry? Będę wdzięczna za odpowiedź!

    PS. Gdzie dokładnie znajduje się ta Santa Marta ? Patrząc na google maps na prawo od lotniska w Varadero?

  2. a w jaki sposob znalezc nocleg.. jesli sama kupie bilet lotniczy.. jakies hostele czy miejscowi przenocuja? booking com chyba ich nie uwzglednia.. ?

  3. Wspaniałe, żywe opisy – czułam się, jak bym TAM już była !!! Jadę z grupką 3 przyjaciół 30 października . Wypiję drinka na tarasie hotelu Ambos Munolos za Pani zdrowie!

    1. Wyprawa była cudowna – wróciliśmy 12 listopada. W Hawanie mieszkaliśmy przy Prado – z kolonialnego tarasu widok na Kapitol, z drugiej strony na twierdzę. Gospodarze przesympatyczni, gościnni, śniadania bardzo smaczne. Tak, jak obiecałam, na tarasie hotelu Ambos Mundos wzniosłam toast z Pani zdrowie. Mohito faktycznie tam jest najlepsze. Zwiedziliśmy jeszcze Cienfuegos, Trynidad i Varadero – trasę pokonywaliśmy "krążownikami" ponad 60-letnimi. Wszędzie spotykaliśmy się z serdecznością, uśmiechem i pomocą. Na lotnisku tylko karta turysty interesowała (w Air Canada rozdawana pasażerom za darmo do samodzielnego wypełnienia). Cuba mi amor!!!

  4. Doświadczenie bezcenne. Rozumiem, że przecinając bilet zakłóciłaś naturalną kolej rzeczy;) Zdziwiłabym się gdyby było zbyt normalnie, ale dla pobytu tam jakoś bym to zniosła…Chyba:)

    1. To i tak był jedyny przejaw dawnych czasów przez dwa tygodnie 🙂 Ale prawda jest taka, że wszędzie jest jakiś kajet i ktoś ten kajet musi wypełniać a ktoś inny sprawdzać. Tym samym dwie osoby mają pracę. To samo z kajetami w samochodach na rządowych tablicach. Wszystko trzeba uzupełnić: przyjazd, odjazd, kierunek itd. Myślę, że na co dzień można ocipieć 🙂 Z ciekawostek na Kubie w urzędzie na przykład wiele szybciej można cokolwiek załatwić w zamian za zwykły długopis (dlatego nasza znajoma tam na miejscu tak się ucieszyła na widok reklamówki długopisów :D). Niestety nie pomyślałam o tym na dworcu Viazula, albo raczej pomyślałam – tyle, że miałam ochotę długopis komuś wsadzić w oko 🙂

  5. Kumpel jakieś 10 lat temu był na kubie i pamiętam, że widziałam jedno jedyne zdjęcie. Ulica, domki, bruk a na bruku niedopałek cygara. Nie pamiętałam zupełnie gdzie to zdjęcie zrobił (poza tym, że na Kubie 🙂 A teraz widzę dokładnie tę samą ulicę u Ciebie! Trinidad i kolorowe domeczki.

    Będę walczyć pazurami o Kubę na zimowy sezon 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.