Skip to main content

Sex w Tajlandii. Ciemna strona raju.

Kilka smutnych faktów o wakacyjnym raju…

1#

Bang­kok, Pat­pong w bizne­so­wej czę­ści mia­sta, gdzie obok nocnego bazaru z tanim barachłem mamy laj­towe bary go-go prze­pla­tane już znacz­nie mniej laj­to­wymi ping pong show.
W barach go-go dziewczyny, choć to odważne stwier­dze­nie, bowiem trzeba się mieć mocno na bacz­no­ści, bez więk­szego zaan­ga­żo­wa­nia i wymyśl­nej choreografii po pro­stu stoją koło rurek na barze i prze­stę­pują z nogi na nogę. Ale popyt właściwie nie maleje, więc jak to mówią: czy się stoi czy się leży…

Kiedy tylko turysta poja­wia się w lokalu (zacią­gnięta przez naga­niaczkę, któ­rej uroda nie pozwo­liła sta­nąć przy rurce) natych­miast jakaś dziew­czyna (znowu odważ­nie) scho­dzi z baru i prosi by posta­wić jej piwo. Haczyk jest jeden – ni­gdy nie będzie to tanie, lokalne piwo typu Sin­gha czy Chang tylko 5 razy droż­szy Heine­ken. Czy można tego unik­nąć? Owszem, wystar­czy wska­zać jaką­kol­wiek kobietę-turystkę jako swoją dziew­czy­nę­/żoną. Jednak tak się zda­rzyło któ­re­goś razu, że w jed­nym momen­cie zoba­czy­łam 3 palce wska­zu­jące w moją stronę z miną „help!”. Poli­ga­mia w takim miej­scu to aku­rat naj­mniej­szy grzech.

2#
Nocny bazar na Pat­pong to miej­sce ide­alne na zakup wszel­kiego rodzaju elek­tro­nicz­nego bara­chła, które prze­sta­nie dzia­łać nie­kiedy jesz­cze przed wylo­tem z Taj­lan­dii. Spo­tka­łam się z przy­pad­kiem rolexa, który dzia­łał tylko za dnia 🙂
Tutaj rów­nież można spró­bo­wać robali na patyku albo zro­bić im zdję­cie. W ostat­nich latach już nawet nie trzeba ich kupo­wać, powstał cen­nik za foto robala typu 10–50 batów i roz­wią­zał się pro­blem, co z nie­szczę­śni­kiem zro­bić po zaku­pie i sesji zdję­cio­wej.
3#
Miłą odmianą na Pat­pongu są knajpy gdzie o dziwo wszy­scy – klienci i obsługa – są ubrani. Gra muzyka na żywo, można potań­czyć, wypić Changa. Jest naprawdę miło. Nie­spo­dzianka może jed­nak cze­kać panów w męskiej toa­le­cie, gdzie pod­czas zała­twia­nia spraw przy pisu­arze może zda­rzyć się dar­mowy masaż ple­ców 🙂 Dam­ska toa­leta nie ofe­ruje nie­stety tego typu atrak­cji.
4#
Pierw­szy raz na ping pong show jest – co tu dużo mówić – hard­co­rowy. Na szczę­ście szybko odkry­łam, że whi­skey Mekong (naj­tań­sza zapewne whi­skey świata, pędzona na wodzie z kałuży) sku­tecz­nie zama­zuje ostrość widze­nia. Entu­zja­ście tej roz­rywki muszą mieć spa­czone poczu­cie este­tyki, bo kogo nor­mal­nego raj­cuje, jeśli trzy­ma­nym w pochwie mar­ke­rem dziew­czyna ze sceny zapi­suje na kartce jego imię? Z resztą tam gdzie mar­ker lądują rów­nież inne przedmioty od nie­win­nych tasie­mek, które można – jeśli się chce – wycią­gać i zaan­ga­żo­wać w to całą salę, bo mają one cza­sem kilka metrów, przez rzutki, któ­rymi prze­bija się balony po naj­gor­sze co w życiu widzia­łam czyli kil­ka­na­ście żyle­tek zaplecionych na tasiemkę. Tak, to wszystko upchnięte jest w pochwie. Słabo Ci? Słusz­nie. Whi­skey Mekong łagodzi obrzydzenie.
W naj­dziw­niej­szych snach nie przy­pusz­cza­łam, że będzie mi dane (sic?!) być na ping pong show wię­cej niż raz. Jed­nak los tak mnie pokie­ro­wał, że rok póź­niej znowu zna­la­złam się w Bang­koku i spo­tka­łam kole­gów i ich kole­gów. „Wiesz Ewa, bo my byśmy chcieli zoba­czyć co to, poka­żesz nam gdzie?” O ile każdy postawi mi whi­skey Mekong – takie było usta­le­nie i po 30 min byli­śmy na ping pong show. Zasta­wiona przez szklanki w moim zba­wien­nym trun­kiem nie zdą­ży­łam dopić nawet dru­giej kiedy moi zna­jomi z obrzy­dze­niem na twa­rzach zaży­czyli sobie opu­ścić lokal. Dobre chło­paki, ze zdro­wym poczu­ciem este­tyki, pomy­śla­łam ura­do­wana i zabra­łam ich na imprezę z muzyką na żywo.
5#
Zosta­wi­łam wie­czo­rem Klien­tów na Pat­pongu, rano scho­dząc na śnia­da­nie witam się uśmie­chem nr 5 z każ­dym sto­li­kiem. Dwóch panów jed­nak wyraź­nie nie­chęt­nie odbur­kuje „dzień dobry”. Aha, myślę, coś się musiało wydarzyć. Idę więc do dru­giego pilota i pytam, czy wie co się stało. Otóż sto­lik jest wyraź­nie nie w humo­rze, bowiem zgar­nęli dziew­czyny z rurki do hotelu, nie­stety jed­nak dopiero w dro­dze na górę w win­dzie wyszło szy­dło z worka, można by rzec dosłow­nie. Bo panie oka­zały się panami. Dla mnie zupeł­nie nie­po­ję­tym jest jak można nie zauwa­żyć jabłka Adama, nie­mniej jed­nak być może po alko­holu, nagrzani jak szczer­baty na suchary pano­wie po pro­stu tego nie widzą?
6#
Poza zwy­kłymi barami z muzyką na żywo świetną i nie­obrzy­dliwą roz­rywką są występu drag queen. Znaj­dzie­cie je np. na Silom Soi 4 w Bangkoku, w pew­nym sen­sie dedy­ko­waną gejom i wła­śnie drag queen: pięk­nie ubrani, nie­kiedy śpie­wa­jący pięk­nie live, nie z pod­kładu – naprawdę inte­re­su­jąca forma roz­rywki. Są tu też nie­stety i zwy­kłe bary, gdzie nie­letni chłopcy kręcą się w towarzystwie, najczę­ściej sta­rych, bia­łych.

Sza­cuje się, że w sek­to­rze seks tury­styki pra­cuje w Taj­lan­dii ok. 2,8 mln ludzi, w tym 2 mln kobiet, 20.000 męż­czyzn i ok. 800.000 nie­letnich, choć oficjalne liczby są mocno zani­żone.

 

Spodobał Ci się wpis? Masz uwagi lub komentarze? Podyskutuj, polub, dodaj +1. Dziękuję!

10 komentarze to “Sex w Tajlandii. Ciemna strona raju.”

  1. Bangkok najbrzydsze miasto jakie widziałam , nie polecam tego miasta, oczywiście poruszać trzeba się uberem, minus korki gorsze niż Wawie oraz jazda pt brak zasad , ale za to polecam w Azji jazde tuk tukiem, dzielnica burdeli jakoś wrażenia nie zrobila na mnie ich nachalność , była wkurzajaca ( krzyczałam na nich po angielsku). pozdrawiam Sylwia.P

    1. Jak się Bangkok porównuje do Warszawy to raczej ciężko dyskutować z takimi argumentami. Porównaj liczbę mieszkańców, wtedy może nabierzesz innej perspektywy. Jeśli uważasz Bangkok za brzydki – mam jednak nadzieję, że widziałaś jakieś zabytki, które brzydkie nie są, a jest ich w Bangkoku wiele – to myślę, że mało jeszcze widziałaś 🙂 Z resztą mnie by nie przyszło myśleć o o Bangkoku w kategorii piękny/brzydki, ale oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania. Podobnie co do jazdy tuk tukiem, który jest drogi, głośny a pasażerowie dziarsko wdychają spaliny 🙂 Ale co kto lubi. Zupełnie nie wiem czego innego mogłaś się spodziewałaś po Patpongu, serio 🙂

    2. Jeżeli dla Ciebie „najbrzydszym miastem na świecie jest Bangkok” – to oznacza tylko jak mało jeszcze widziałeś…

  2. Oglądałam niedawno dokument obrazujący ten problem ze łzami w oczach, to jest straszne… ale kumpel z Indii sam przyznał, że niejednokrotnie z kolegami latał na seksturystykę i to normalne… Szkoda ludzi 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.