„Jedziemy do Tromsø polować na zorzę polarną w styczniu!” – powiedziałyśmy z Ewą radośnie pół roku wcześniej i zaraz potem pojawiała się myśl „Ale zaraz, tam chyba jest strasznie zimno?” Odwrotu jednak nie było, bo bilety zostały kupione, nastał więc czas wytężonych poszukiwań pt. „Jak nie zamarznąć w Arktyce?”. Oczywiście internet pełen jest dobrych rad, a kogo nie spytałam radził mnie więcej co innego. W tej sytuacji postanowiłam postawić po prostu na polską firmę Brubeck, której odzież wydała mi się zarówno dobra jakościowa jak i przystępna cenowo. A Brubeck był na tyle uprzejmy, by komplet odzieży termoaktywnej udostępnić mi do testowania w warunkach: zima na północy Norwegii. Jak się sprawdziła? Zapraszam na test.
Termoaktywność czyli co?
W dużym skrócie, i też nie ma w tym większej filozofii, odzież termoaktywna ma zdolność odprowadzania potu i pary wodnej ze skóry, przy jednoczesnym pozostawieniu jej suchą bez narażania na utratę ciepła. Kojarzycie ten moment, kiedy opatuleni jak na syberyjskie mrozy wsiadacie do autobusu, w którym grzeje tak, że po 5 min macie mokre plecy? A potem musicie wysiąść na wspomniane wyżej mrozy i po chwili zamarzacie, chociaż macie na sobie te wszystkie warstwy? Gdybyście w takiej sytuacji mieli bluzkę termoaktywną sytuacja wyglądałaby z goła inaczej. Działanie odzieży termoaktywnej graficznie przybliżą Wam poniższe obrazki:
Oczywiście nie oznacza to, że w myśl powyższego powinniśmy chodzić w termoaktywnych ciuchach codziennie, chociaż ja tak się przyzwyczaiłam do moich spodni termoaktywnych, że noszę je przy mrozach nawet po powrocie z Norwegii. Jednak nie uprzedzajmy faktów.
Brubeck Extreme Wool
Bluza i spodnie serii Extreme Wool to najcieplejsze produkty Burbecka wykonane z włókien wełny owiec merynosów. Myślicie wełna = będzie mnie gryźć? Ja też się tego bałam, bo nie ma nic gorszego jak ubranie, które drapie, ale ubrania z tej serii są niezwykle delikatne i o żadnym „gryzieniu” nie ma mowy. Duża elastyczność wełny powoduje, że zarówno bluza jak i spodnie dopasowują się do ciała i, choć nie są to produkty bezszwowe, nic nie uwiera ani się nie „wrzyna”. Oba produkty mają przeznaczenie tzw. 1st layer, czyli mają być pierwszą warstwą na skórze. Są również antyalergiczne oraz mają właściwości antybakteryjne.
Dobór rozmiaru
Kluczowym jest dobranie rozmiaru, produkty mają przylegać do ciała i nie mogą być zbyt luźne, bo wtedy nie spełnią swojej funkcji. Ja przy wzroście 182 cm i normalnej budowie ciała przez chwilę wahałam się między L a XL, jednak ostatecznie stwierdziłam, że jeśli ma przylegać to biorę rozmiar L.
Warunki do testowania
Po przyjeździe do Norwegii okazało się, że nie jest AŻ tak zimno jak się spodziewałam, w sumie tylko -4 stopnie. Dlatego bluzę i spodnie założyłam po raz pierwszy, kiedy mieliśmy spędzić cały dzień na łodzi wypatrując wielorybów, kiedy odczuwalna temperatura to ok. -12 stopni. Potem już przy wszystkich typowo outdoorowych aktywnościach, jak wyczekiwanie na zorzę polarną (w nocy było ok. -10 stopni) czy przejażdżka psim zaprzęgiem, czyli tam gdzie zimno i wieje.
Bluza Extreme Wool
Kiedy wyjęłam bluzkę z pudełka pomyślałam sobie, że trzeba było wziąć jednak XL, bo wydawała mi się dość mała. jednak kiedy ją założyłam stało się jasne, że rozmiar został jednak dobrze dobrany. Bluzka przylegała idealnie, nie za ciasno nie za luźno. Jedyne, co na początku mi przeszkadzało to pół golf, który wcale nie był bardzo ciasny, tylko ja po prostu nie znoszę golfów i wszystkiego to mi obciska szyję. Jednak po kilku dniach noszenia pół golfik się nieco poluzował a ja chyba też się przyzwyczaiłam, w każdym razie przestało mieć to dla mnie znaczenie.
Bluzkę nosiłam, zgodnie z przeznaczeniem, jako pierwszą warstwę a następnie zakładałam albo sweter średniej grubości albo, gdy było zimniej, kurtkę soft-shellową i na to normalną kurtkę zimową.
Spodnie Extreme Wool
Pierwsze wątpliwości były dokładnie takie same jak przy bluzce – czy ja w to wejdę? I ponownie okazały się być bezpodstawne, bo leżały idealnie. Bardzo spodobało mi się to, że nie mają bardzo wysokiego stanu (ani też zbyt niskiego), dzięki czemu nie wpijały się w brzuch podczas siedzenia jednocześnie nie odsłaniając pleców. Faktura materiału pozwalała też na bezproblemowe włożenie na spodnie termoaktywne jeansów czy piankowych spodni snowboardowych.
Z moimi spodniami Extreme Wool tak się zżyłam, że noszę je pod jeansami również po powrocie z wyjazdu, szczególnie przy ostatnich mrozach. Są tak wygodne i przyjemne, że w pracy o ich zdjęciu przypomina mi to, że robi mi się bardzo gorąco.
Dodatki
Idealnym uzupełnieniem odzieży termoaktywnej okazały się być skarpety również firmy Brubeck, szczególnie wygodne i ciepłe okazały się być skarpety Trekking Prestige. Absolutnie niezawodne, na ciężkie warunki i niskie temperatury wykonane ponownie z wełenki z merynosów. U mnie dochodzi słabe krążenie w dłoniach i stopach, tym bardziej doceniłam więc komfort tej pary. Drugie, nieco lżejsze skarpety narciarskie, sprawdzały się przy wyższych temperaturach, choć nie wiem czemu z uporem maniak zakładałam je odwrotnie niż były podpisane (R, L).
Jaki wynik testu produktów Brubecka?
Jak już się pewnie domyślacie w Arktyce nie zamarzłam i to głównie dzięki termoaktywnym produktom Brubecka. Odzież termoaktywna sprawdziła się idealnie i spełniła swoją funkcję. Jak to w przypadku wełnianych produktów bywa po tygodniu intensywnego użytkowania nieco się zmechaciły, jednak w żadnym wypadku nie zagraża to ich właściwościom. Widoczność mechacenia z pewnością wspomaga kolor – akurat burgund, jednak kogo nie spytałam, miał podobne doświadczenia z tego typu produktami również innych marek.
Zdecydowanie polecam zainwestować w dobre produkty termoaktywne Brubecka, bo choć komplet takiej fajnej wełnianej odzieży to wydatek rzędu 350 zł, na zdrowiu nie ma co oszczędzać a jak się człowiek trzęsie z zimna to zdjęcia wychodzą nieostre. A tak poważnie, wątpię by zwykłe legginsy i dodatkowy podkoszulek poradziły sobie w styczniu na północy Norwegii, nawet jeśli to nie było -20 stopni.
Na koniec – konserwacja odzieży termicznej
Jeśli chcemy aby służyła nam długo i skutecznie pierzemy ją zgodnie z instrukcją: bez używania proszku do prania czy płynu do płukania, najlepiej w szarym mydle lub płatkach mydlanych. Te ostatnie są coraz rzadziej dostępne, jednak zupełnie naturalne. Jakiekolwiek detergenty niwelują działanie warstw termoaktywnych w tego typu ubraniach. Z użyciem płatków mydlanych odzież termoaktywną możecie wyprać w pralce, choć chyba jednak najrozsądniej zrobić to ręcznie. Plusy są takie, że dzięki właściwościom antybakteryjnym nie trzeba prać odzieży termoaktywnej po każdym użyciu.
O wełnie z merynosów więcej przeczytacie na stronie producenta. Czytaj więcej!
Wybierasz się do Tromsø? Albo w inne zimne miejsce? Masz pytania, na które odpowiedź nie pojawiła się w tekście? Koniecznie daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!
Ogólnie z odzieżą termoaktywną bywa ten problem, że skóra niezbyt dobrze się czuje w kontakcie z częścią tych tkanin. Co ciekawe mam pozytywne doświadczenie z budżetowymi rozwiązaniami z dyskontów, ale z uwagi na pracę muszę czasami nosić takie rzeczy wiele godzin na dobę w okresie jesienno-zimowym. Są na szczęście dość fajne opcje dedykowane branży budowlanej i drogowej (np. włoska Beta) i one póki co wypadają najlepiej.
Czy możesz jeszcze napisać coś o butach? Planuję wyjazd pod koniec listopada i zbieram wszystkie rekomendacje:)
Nie wiem co Cię jeszcze interesuje? Tu masz link do sklepu: https://www.decathlon.pl/buty-zimowe-forclaz-500-damskie-id_8344574.html#v899571
Dziękuję za odpowiedź! Teraz wiem czego szukać 🙂
Cześć Ewa! Skorzystaliśmy z Twoich wskazówek dotyczących ubioru stosownego przy niskich temperaturach. Na marcowe polowanie na zorzę zaopatrzyliśmy się – za Twoim przykładem – w bieliznę termoaktywną Brubeck Wool Extreme. To była dobra inwestycja. Komfort termiczny nie do przecenienia. W ciągu całego pobytu w Tromso tylko raz – wychodząc do pubu – rozstaliśmy się z nią. Różnica była odczuwalna.
Bardzo się cieszę, że byliście zadowoleni 🙂
Pewnie, że nie ma co na zdrowiu oszczędzać. 350 złotych to znowu nie aż tak dużo ;P
Och, jak ja nie lubię zimna… Dlatego taka odzież bardzo by mi się przydała, gdybym planowała jakąś podróż na daleką północ 🙂 Chociaż póki co nie mam takich planów, a mroźne miejsca omijam szerokim łukiem 🙂
OO widzę, że kolejna zadowolona użytkowniczka 🙂 Kopiliśmy z Pawłem w tym roku Brubecka na nasze zimowe małe wypady w góry. Sprawdził się znakomicie. Fakt, nie był tani, ale myślę, że było warto 🙂
Wygląda obiecująco. A miałaś może okazję porównać (niekoniecznie na tym wyjeździe, ale ogólnie) z innymi markami odzieży termoaktywnej? Ciekawa jestem właśnie pod kątem lepiej-gorzej-inaczej, bo.
Pozdrawiam!
To był mój pierwszy raz z bielizną termoaktywną, także porównania z innymi nie mam. Pewnie też prędko nie będę miała, bo skoro ten się sprawdził i jest to produkt w kategorii „na lata” a ja też najwcześniej pewnie będę mogła ponownie testować za jakiś rok w Patagonii 🙂
Nie znam, ale pewnie dlatego, że zimowe klimaty omijam szerokim łukiem. Ciekawe czy i takiemu zmarzlakowi jak ja byłoby ciepło:))
Jestem pewna, że tak! 🙂
Odzież Brubeck bardzo sobie chwalę. Mam od jakiś chyba 10 lat zestaw koszulka termoaktywna z długim rękawem i getry. Powiem szczerze, że mimo tego, że ciuchy te mają swoje lata, to nadal posiadają właściwości grzewcze, materiał praktycznie wygląda tak, jak po wyjęciu z pudełka (no dobra, getry się w jednym miejscu troszkę zmechaciły). Brubeck do najtańszych nie należy, ale jednak skoro można mieć ich produkty na lata, to ostatecznie jest to bardzo opłacalna inwestycja.
Dokładnie, płacisz raz i masz odzież na lata, czy tak jak w Twoim przypadku 10 lat! A jak pierzesz? Tak jak instrukcja przykazała, czy aż tak się nie przejmujesz? Bo skoro po 10 latach mają swoje właściwości, to jest to naprawdę niezły wyczyn!