Mijający 2019 rok zleciał w zastraszającym tempie, z wiekiem z resztą ten czas naprawdę przyspiesza. Ale jak trzeba było uniknąć odpytania u wariatki od historii w liceum to nie! Wlekł się wtedy dwa razy wolniej. Po diametralnej zmianie branży, a co za tym idzie i pracy na początku 2018, kontynuuję pracę w e-commerce, osadziłam się w swoich obowiązkach i znalazłam nawet chwilę, żeby zastanowić się, czym będę chciała się zajmować później, a nawet podjąć już w tym kierunku pierwsze kroki, by zostać UX-owcem. Jeśli nie wiecie, kto to taki, to zastanówcie się np. czy jest aplikacja w telefonie, której szczególnie lubicie używać albo Was wkurza. Tę pierwszą wymyślił (w dużym uproszczeniu) dobry projektant UX, a tę drugą zły, albo nie było go wcale. Inna definicja, mojego autorstwa, to w UX zajmujesz się mówieniem firmom co jest nie tak z ich stroną www/aplikacją itp., jak to zmienić i jeszcze Ci za to płacą. Ale to przyszłość, a dziś jest dziś, czyli końcówka 2019 roku, a weszliście tu przecież poczytać podsumowanie, w dodatku podróżnicze, a nie zawodowe. W mijającym roku odwiedziłam aż cztery nowe kraje, a do trzech wróciłam, ale w zupełnie nowe miejsca. Nie ominęłam Polski, dużo czasu też poświęciłam mojej rodzimej Warszawie, o czym przekonacie się niżej. To był zdecydowanie dobry rok pod wieloma względami i cieszę się, że mimo natłoku obowiązków zawodowych, udało mi się tyle pozwiedzać i przeżyć wiele przygód. To jedziemy!
Styczeń: Jordania + Izrael
Początek roku zaczął się z przytupem, dość spontanicznie zaplanowany wyjazd na Bliski Wschód dostarczył mi potężnej dawki wrażeń, słońca i dobrej energii. W Jordanii spędziłam tylko 3 dni, ale w tym czasie udało mi się zrobić pustynne safari po Wadi Rum i zaliczyć noc w namiocie pod gwiazdami po środku niczego, odwiedzić Petrę, miasto wykute w skale i przemierzyć granicę lądową z Izraelem, co biorąc pod uwagę ich, delikatnie mówiąc, specyficzną politykę, było nie lada wyzwaniem. W Izraelu odwiedziłam Jerozolimę, wyskoczyłam nad Morze Martwe oraz pochillowałam w Tel Avivie. Generalnie druga cześć wyjazdu była znacznie mniej intensywna, po roku ciężkiej pracy potrzebne mi było, by wrzucić na luz. Jordania i Izrael pod kątem ludzi i jedzenia bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły, szczególnie Jordania. Oba kierunki polecam każdemu, choć obecnie z bezpieczeństwem w Izraelu bywa różnie. Wszystkie wpisy z Bliskiego Wschodu znajdziesz tutaj!
Marzec: Rumunia – Bukareszt
W urodziny lubię wyjechać, nie uciekam, po prostu traktuję to jako rodzaj prezentu dla samej siebie. Rok temu byłam we Lwowie, w tym roku padło na Bukareszt, oczywiście dzięki tanim lotom. Postanowiłam na totalny relaks i rozpieszczanie podniebienia, co o mały włos nie skończyło się cukrzycą. Bukareszt raczej nie cieszy się najlepszą sławą, a to wieka szkoda, bo miasto jest piękne, choć nie jest to uroda oczywista. Kiedy jednak pojechać tam z otwartą głową, rumuńska stolica odwdzięczy się pięknymi zabytkami, niedrogim i pysznym jedzeniem (choć wegetarianie mają trochę ciężko, ale kto powiedział że nie można zjeść jabłkowego strudla czy serowych pączków papanasi na obiad?). Doskonały pomysł na weekendowy wypad, a o tym jak to zaplanować i co w Bukareszcie zwiedzić przeczytasz tutaj!
Kwiecień: Korea Południowa
Kwitnienie wiśni w Japonii było moim marzeniem, ale po pierwsze byłam tam finalnie jesienią, po drugie ceny na wiosnę w Japonii przyprawiają o prawdziwy zawrót głowy. Na szczęście praktycznie w tej samej szerokości geograficznej znajduje się Korea Południowa (spokojnie, to ta lepsza), cenowo okazała się dorównywać podróżom po Polsce a widoki! Sami popatrzcie! Wspaniałe wiśnie uginające się od kwiatów, tradycyjne świątynie, nowoczesne metropolie, czyż to nie brzmi jak plan na ekscytujący wyjazd? Wegetarianie mają trochę trudno, ale do przeżycia, językowo jest bardzo różnie, ale wrażenia? Niezapomniane! Wszystkie wpisy z Korei Południowej znajdziecie tutaj!
Maj: Polska – Warszawski street art
Tegoroczną majówkę spędziłam w moim pięknym mieście, nadrabiając zaległości towarzyskie, kulinarne oraz street art’owe. Warszawa pełna jest niesamowitych murali, codziennie pojawiają się nowe, miałam w końcu chwilę, żeby zwiedzić te najfajniejsze. Bardzo się cieszę, że w naszym kraju murale przestały być traktowane jako akt wandalizmu, a są wręcz pożądanym elementem nadającym charakteru często zwyczajnie nieciekawym osiedlom. Mapę Warszawskich murali przygotowałam TUTAJ, fioletowe miejsca są zweryfikowane przeze mnie, często ze zdjęciem, niebieskie – jeszcze tam nie dotarłam, zielone – nowiutkie, z ostatnich tygodni. Polecam polowanie na murale, można własne miasto odkryć na nowo. Dajcie znać, czy w Waszym mieście są jakieś ciekawe kąski?
Czerwiec: Niemcy – Bawaria
Kiedy obiecasz przyjaciółce urodziny jak z bajki, w dodatku na zamku, to możesz jechać tylko do Bawarii! Naszym celem był oczywiście Zamek Neuschwainstein, który stanowił pierwowzór słynnego zamku na początku filmów Disney’a, ale przy okazji odkryłyśmy więcej perełek jak Jezioro Bodeńskie i urocze miasteczko Lindau, którego starówka położona jest na wyspie, Füssen – małe, ale super interesujące miasteczko, czy Wieskirche – kościół po środku niczego z listy UNESCO. Roadtrip po Bawarii był świetny, jedzenie zaskoczyło wegetarian bardzo pozytywnie a widoki? Zapierające dech w piersiach! Polecam z całego serca, szczególnie, że tanich lotów do Memmingen nie brakuje! Jak zorganizować wycieczkę do Bawarii? Sprawdź!
Czerwiec: Polska – Ogród pełen lawendy pod Krakowem
W Krakowie i okolicach staram się pojawić co najmniej raz w roku, głównie nadrabiając towarzyskie zaległości, a te zawsze wiążą się z wypadowymi przygodami, dzięki mojej drogiej przyjaciółce J. W tym roku postanowiłyśmy wybrać się większą paczką do Lanckorony, o której słyszałam wiele dobrego oraz do Ogrodu Pełnego Lawendy pod Krakowem, które szturmem zdobyło serca nie tylko rodzimych turystów. Miejsce z kategorii absolutnie instagramowych, pełne pięknych krzewów lawendy, widoków i bardzo fajnych ludzi, którzy to prowadzą. Po co, gdzie i jak odsyłam Was do wpisu na Facebooku!
Sierpień: Norwegia – Flåm
Nie sądzę, żebym w życiu trafiła do Flåm, gdyby latem nie mieszkała tam moja przyjaciółka Ewa z bloga Daleko niedaleko, ale jakież to piękne miejsce i cała okolica! Fiordy latem to absolutna magia! I choć dotarcie tam zajęło mi właściwie cały dzień: samolotem, pociągiem, kolejką Flåmsbana, która przebiega wzdłuż najdłuższego fiordu świata Sognefjord i jest jedną z najbardziej stromych linii kolejowych na świecie, to zdecydowanie było warto. Już sama przejażdżka dostarczyła masy atrakcji, a przecież tu każdy widok to jest opad szczęki! Punkty widokowe, norweskie czarne kościoły, obłędne serpentyny i genialna zupa rybna. Polecam Wam Flåm serdecznie! Magia fiordów latem, co zobaczyć i jak to zorganizować?
Wrzesień: Włochy – Tropea
Pierwotnie miała być cała Kalabria, ale że leniwa ze mnie bułeczka i w obliczu klimatyzowanego apartamentu pośrodku oliwnych gajów oraz lazurowej wody wybrzeży Tropei, nie ruszyłam się metr za miasto, to uczciwiej będzie powiedzieć, że odwiedziłam stolicę Kalabrii, niż cały region. Było to istne włoskie dolce vita, hedonizm w czystej postaci w tak pięknych okolicznościach przyrody! Spacery uliczkami Tropei, przedpołudnia z książką na plaży, włoskie specjały, ach! Post z Tropei jeszcze nie powstał, ale gdybyście mieli pytania, to zapraszam w komentarzach.
Wrzesień: Polska – Sopot
Co prawda służbowo, ale jak się umie docenić, to nawet ze służbowego wyjazdu można coś wyciągnąć. Nigdy nie byłam nad polskim morzem jesienią, a muszę przyznać, że Sopot o tej porze roku jest absolutnie przeuroczy! Oczywiście na szczęście dopisała nam pogoda, ale naprawdę jako osoba unikająca raczej tych rejonów, szczególnie latem, przekonałam się do odwiedzin nad polskim morzem po sezonie.
Październik: USA – Nowy Jork
Planowanie jesiennego wypadu zbiegło się ze sporym przemęczeniem, więc kiedy na tapecie pojawiały się Uzbekistan, Iran, Emiraty Arabskie – kierunki bardzo interesujące, ale wymagające sporego planowania, na które nie miałam zbytnio siły, postanowiłam skorzystać z okazji i odwiedzić, w dodatku po raz ostatni, koleżankę w Nowym Jorku. Co więcej, zmęczona szukaniem dogodnych i tanich połączeń (w 2018 poleciałam za 1750 zł z przesiadką w Kijowie), poszłam na totalną łatwiznę i zarezerwowałam bezpośredni lot z Warszawy. A co! Na początku wydawało mi się, że drugi raz w Nowym Jorku będzie raczej spokojnym chilloutem, bo większość flagowych atrakcji zaliczyłam w 2018, ale im bliżej wyjazdu tym mapka z pinezkami bardziej się zapełniała i skończyło się na bardzo intensywnym tygodniu. Zakończyłam niestety małym wypadkiem, schodząc z bardzo stromej Columbia Heights w stronę Dumbo straciłam równowagę i skręciłam nogę w kostce, szczęście w nieszczęściu stało się to ostatniego dnia przed wylotem. Jak ugryźć Wielkie Jabłko po raz drugi dowiecie się tutaj!
A gdy nie podróżowałam….
- zainspirowana podróżą do Korei Południowej w czerwcu zrobiłam sobie nowy tatuaż z gałązką kwitnącej wiśni, a raczej zrobiła go bardzo zdolna Urszula ze studia PRISM w Warszawie;
- rozwijałam się kulinarnie w związku z przejściem na wegetarianizm, przepisy Jadłonomii stały się moim dniem powszednim;
- rozbijałam się po Planetarium w Centrum Nauki Kopernik – bardzo polecam wizytę!
- i po teatrach: musical Prohibicja w Romie, dramat Samotny Zachód w 6.piętro a także niezliczonych seansach kinowych 🙂
Jak Ci podróżniczo minął 2019 rok? Minęliśmy się gdzieś? Daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!
Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!