Skip to main content

Wędrówki górskie po Tatrach dla średniozaawansowanych – czerwiec 2022

Mam duży respekt do gór, zawsze jestem tą pierwszą do odwrotu, ponadto wychodzę z złożenia, że będą zawsze stały, nigdzie się nie wybierają, więc i ja śpieszyć się na siłę do nich nie muszę. Dopiero podczas drugiego dużego pobytu w Tatrach (czerwiec 2022) wyszłam z progu 1700 m. Czułam, że po wędrówkach dla początkujących we wrześniu 2021 jestem gotowa na więcej, poznałam już trochę swoje ciało, możliwości, preferencje jakie szlaki wolę, jeśli oczywiście mam wybór. Ten wpis będzie więc poświęcony szlakom trudniejszym, wg mojej oceny raczej na kolejne niż pierwsze wyjścia, choć każdy ocenić powinien je sam. Ten wpis będzie aktualizowany na bieżąco, więc mam nadzieję, że znajdziesz tu wartościowe i aktualne informacje. W założeniu za szlaki dla średniozaawansowanych uznaję te, których szczyt nie przekracza 2000 m lub przekracza je nieznacznie. Od 2000 m w gorę opisuję szlaki i szczyty dla zaawansowanych.

Zanim przejdziemy do konkretnych tras, kilka informacji praktycznych:

  • do planowania tras nieoceniona jest aplikacja Mapa turystyczna (również dostępna pod adresem: https://mapa-turystyczna.pl) – pokazuje odległości, przewyższenia, trudności czy zamknięte szlaki, ilość punktów GOT (Górska Odznaka Turystyczna) PTTK;
  • ja w góry wychodzę o świcie, dzięki temu nawet w weekend, nawet na popularnych szlakach jest pusto, pobudka o 5 rano to dla mnie norma, by na szlaku najpóźniej być o 6 rano;
  • warto zainstalować aplikację Ratunek, która w sytuacji awaryjnej pozwala bez trudu wezwać pomoc i wskazać lokalizację;
  • przed wyjściem w góry sprawdzamy pogodę, ja używam zwykle kilku aplikacji jednocześnie: IMGW, Pogoda&Radar, Meteo Tatry;
  • dodatkowo, jeśli idziecie w góry sami, zostaw bliskim i znajomym informacje dokąd idziecie oraz jednej osobie udostępnijcie swoją lokalizację np. przez apkę Life 360.
  • warto kupić w schronisku książeczkę GOT, w której nie tylko można spisywać odbyte trasy i punkty GOT (1 za każdy przebyty kilometr i 1 za każde 100 m przewyższenia), ale również zbierać pieczątki;
  • parkingi są płatne gotówką, dlatego warto mieć jej zapas (jedyny parking, gdzie da się zapłacić kartą to ten miejski z automatem, przy rondzie JP II przed Kuźnicami);
  • wałówkę warto zabrać pożywną na szlak, więcej niż trzeba, bo może przyjdzie się podzielić; i dużo płynów (warto korzystać z elektrolitów w ciepłe dni);
  • na niektórych szlakach TPN w dolinach znajdują się toalety, które są bardzo czyste – sprzątane codziennie, dlatego nie obawiajcie się z nich korzystać.

Tatrzańskie trasy dla zaawansowanych

Giewont 1894 m n.p.m

Dla większości przybywających na Podhale i do Zakopanego Giewont wydaje się „górą gór”, którą obowiązkowo trzeba zaliczyć. Nie przeczę, że jest to fajna góra do wspinania, natomiast nie należy wybierać się na nią prosto z Krupówek. Choć jestem pewna, że jeśli to czytacie, to robicie research, a jeśli tak to raczej nie należycie do tej grupy turystów, którzy nieodpowiedzialnie w sandałkach pchają się na Giewont. Jednak przypominania nigdy dość, więc na wszelki wypadek wspominam. A wracając do samej góry, to w mojej opinii jest to wymagająca góra, choć najtrudniej jest oczywiście przed szczytem. Na Giewont można dojść na kilka sposobów, m.in.:

  • niebieskim szlakiem z Kuźnic – najpopularniejszym – który liczy 5.9 km i wejście powinno zająć ok. 3h 20 min (bez przystanków), najtrudniejszy odcinek na tej trasie to wejście na odcinku od Hali Kondratowej do Kondrackiej Przełęczy, choć w mojej opinii lepiej tędy wchodzić niż schodzić, cały szlak niebieski w obie strony to 11,8km i 6h wędrówka;
  • żółtym szlakiem z Gronik przez Wielką Polanę Małołącką aż do Kondrackiej Przełęczy to 5.8 km i ok. 3,5h wędrówki, najtrudniejszy odcinek to po wyjściu z lasu sypkie kamienie i piach zanim zacznie się slalom kosówką, zdecydowanie nie rekomenduje schodzenia tym szlakiem, do góry jest jeszcze ok, choć trudno; powrót czerwonym szlakiem z Kondrackiej Przełęczy przez Przełęcz w Grzybowcu do Wielkiej Polany Małołąckiej i Gronik – całość takiego szlaku to 11,9 km i nieco ponad 6h wędrówki. Bardzo polecam tę trasę, bo jest mniej popularna (chyba najmniej), dostarcza bardzo różnorodnych widoków i pozwala zróżnicować szlaki (pętla).
Trasa z Gronik ma również taką zaletę, że zejście nie jest tak strome jak podejście, kolana tak nie cierpią, a dodatkowo odcinek między Wyżnią Kondracką Przełęczą (pod Giewontem) a mniej więcej połową szlaku czerwonego do Przełęczy w Grzybowcu jest wyjątkowo malowniczy, ma też kilka przeszkód jak wielkie korzenie czy jedna wielka skała, przez którą trzeba się przeprawić. Ale my tu już o powrocie a jeszcze nie weszliśmy na Giewont! Na odcinku od Kondrackiej Przełęczy do szczytu mamy łańcuchy – pod koniec – i ruch jednostronny. Z uwagi na popularność szczytu i często niestety brak przygotowania u wspinaczy polecam mieć na głowie kask, bo spadające kamienie to nic dobrego. Poza tym łańcuchy dają czasami złudne poczucie bezpieczeństwa a np. bez rękawiczek do wspinaczki łańcuch może się zwyczajnie wyślizgnąć i o upadek nie trudno. Więc kask i rękawiczki uważam za niezbędne wyposażenie. Na szczycie widoki są piękne, ale nie ma tu zbyt wiele miejsca by je podziwiać, raczej jest to szczyt w stylu wejść i zejść, bo warunków do siedzenia i kontemplacji niewiele. Choć jeśli jest się tutaj odpowiednio wcześniej można uniknąć jeszcze tłumów. O ile wejście jest zawsze łatwiejsze, to zejście może niektórym sprawić sporo problemów, niestety jeśli idziemy w takie miejsce pierwszy raz zwykle nie wiemy, jak zachowamy się w obliczu wysokości i ekspozycji. Natomiast łańcuchy w dół są dobrze przygotowane i zejście wg mnie nie jest bardzo trudne. W każdą stronę pamiętamy jednak o zasadzie 1 osoba na 1 odcinek łańcucha, żeby nie przytrzasnąć komuś palców o skałę. Giewont jest ciekawą górą, choć muszę przyznać, że nie ciągnie mnie na nią ponownie, szlak jest długi i wymagający, a szczyt zwykle zatłoczony, więc póki co przynajmniej to dla mnie jednorazowa przygoda, choć na Kondrackiej Przełęczy zdarzyło mi się być jeszcze kilka razy to już nie odbijałam na Giewont.

Info praktyczne:

  • parking w Groniku kosztuje 30 zł, nie jest zbyt duży, ale go rozbudowują
  • wstęp kosztuje 8 zł, można również wchodzić na bilecie tygodniowym, bilet można kupić online, ale nie ma oddzielnej kolejki przy wejściu dla posiadaczy elektronicznego biletu;
  • przy kasie są nowoczesne toalety;
  • moim zdaniem wejście na Giewont wymaga kasku i rękawiczek do wspinaczki (odcinek z łańcuchami);
  • po drodze nie ma żadnego schroniska (chyba, że wybierzecie niebieski szlak, wtedy na Polanie Kondratowej jest schronisko), więc warto zabrać zapas jedzenia i picia.

Przełęcz Krzyżne 2112 m n.p.m.

Ależ to było fajne wyzwanie, choć przyznam, że mimo dobrego przygotowania zaskoczyło mnie jak wymagający był to szlak. Jednak jest to w końcu skrajny punkt Orlej Perci, mogło mi to dać do myślenia. Postanowiłam wyruszyć spod Murowańca (doszłam tu z parkingu w Brzezinach) żółtym szlakiem przez Dolinę Pańszczycy, który aż do punktu Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy (choć sam staw jest kilka minut dalej) jest naprawdę malowniczy i bardzo przyjemnie wędruje się po wielkich kamieniach o niewielkim nachyleniu w kosówce. Następny odcinek też nie nastręcza większych trudności, bo idzie się zasadniczo po płaskim, choć wiadomo, teraz płasko równa się dalej będzie stromo, wszak idziemy na 2112 m. Krajobraz staje się mocno księżycowy, masa kamieni, niewiele zieleni, która w końcu ustępuje skalnym rumowiskom całkowicie. Najgorszy moment następuje na tzw. Zadnich Usypach, kiedy szlak pnie się praktycznie pionowo w górę, kamienie spod nóg uciekają i zaczyna się regularna wspinaczka. Kije idą do plecaka, zakładam rękawiczki i bardzo żałuje, że nie mam kasku, bo kamienie lecą naprawdę bardzo łatwo, mimo że staram się uważać. Wdrapanie się na Przełęcz okupione jest ogromnym wysiłkiem, ale widok do Dolinę Pięciu Stawów Polskich wynagradza wszystkie trudy. Pozostaje jednak jeszcze powrót, bo jak wiadomo wejść to jest najłatwiej. Pierwotnie miałam schodzić do Murowańca i dalej do Brzezin, gdzie zostawiłam auto, jednak te sypiące się kamienie i mało widokowy w sumie szlak mocno mnie zniechęciły. Analizuje mapę i decyduje się na zejście do Doliny Pięciu Stawów i dalej do Palenicy, skąd busem podjadę na parking w Brzezinach. Mam niewielką presję czasu, bo od 17 zapowiadają burze, więc muszę zejść na możliwe płaski teren najpóźniej do tej godziny.

Zejście do Piątki początkowo wydaje się super, mimo okazjonalnych płatów śniegu (mamy połowę czerwca), ale niestety tylko na początku, bo potem zejście żółtym szlakiem staje się nieznośnie strome i pozostaje takim dobre 45 minut. Szlak jest mocno po zimie zabałaganiony, kamienie uciekają spod nóg, wielokrotnie porzucam kilki przed siebie i dojeżdżam na tyłku do nich. Szlak w końcu skręca w prawo na wysokości ok. 1700 m n.p.m i wypłaszcza się trawersując zbocze aż do krzyżówki nad Wielkim Stawem Polskim. Stąd idę do Piątki na szarlotkę, żeby zabić pierwszy głód, ale nie siedzę zbyt długo, bo czas załamania pogody zbliża się nieubłaganie. Szybciutko zbiegam do Wodogrzmotów (z Piątki zawsze schodzę czarnym szlakiem) i dalej do Palenicy a o 16:00 ruszamy busikiem w stronę Zakopanego. Zdążyłam przesiąść się do auta i wrócić do domu na Cyrhli, jak lunęło tak, że za oknem aż zrobiło się siwo.

Info praktyczne:

  • parking w Brzezinach kosztuje 30 zł, nie jest zbyt duży, ale jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie znalazła miejsca o różnych porach poranka;
  • wstęp kosztuje 8 zł, można również wchodzić na bilecie tygodniowym, bilet można kupić online, ale nie ma oddzielnej kolejki przy wejściu dla posiadaczy elektronicznego biletu;
  • przy kasie w Brzezinach są 2 toi toi, bardzo czyste, można bez stresu korzystać;
  • moim zdaniem wejście na Krzyżne wymaga kasku i rękawiczek do wspinaczki na ostatnim odcinku po sypkich kamieniach;
  • po drodze są 2 schroniska Murowaniec i Piątka, niemniej warto zabrać zapas szczególnie picia, bo to całodzienna wycieczka.

Czerwone Wierchy: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka 2005 – 2122 m n.p.m.

Jedna z najsłynniejszych tras spacerowych, często uprawiana po wjechaniu kolejką na Kasprowy, choć nawet wtedy jest to długa trasa, prawie 13,5 km w obie strony i prawie 6h wędrówka naprzemiennie w górę i w dół. Ja Czerwone Wierchy zrobiłam na dwa razy, bo miałam przede wszystkim dużo czasu. Pierwszą część wycieczki zrobiłam szlakiem niebieskim i zielonym z Kuźnic do Przełęczy pod Kopą Kondracką i potem czerwonym na Kopę Kondracką i dalej na Małołączniak. Szczególnie trudny moment był na zielonym szlaku tuż przez Przełączą pod Kopą, bo szlak wiedzie zakusami dość znacząco w górę. Na górze nie dane mi było odpocząć z powodu strasznego wiatru, więc czym prędzej podążyłam dalej na Kopę Kondracką. Ależ stąd jest piękny widok! Piękna panorama Tatr Wysokich.  I w dodatku mogłam się nim cieszyć zupełnie sama i bez tłumów – to zalety wędrowania w tygodniu. Jak tak siedziałam na tej Kopie, to łypał na mnie Małołączniak, wiele się więc nie zastanawiałam, obczaiłam trasę i czas na mapie i w drogę. Po drodze po raz pierwszy spotkałam kozicę, olała mnie zupełnie kiedy strzelałam jej fotki, ale myślę, że jeden gwałtowniejszy ruch i już by jej nie było. Podejście na Małołączniak umiarkowanie upierdliwe, ale bez dramatu, grzbiet szeroki można się rozsiąść i podziwiać. Panorama podobna, bo między Małołączniakiem a Kopą to zaledwie 30 minut wędrówki, ale ten widok się nie nudzi.

W drogę powrotną ruszyłam przez Kopę Kondracką do Kondrackiej Przełęczy, pomachałam Giewontowi i zeszłam do Hali Kondratowej niebieskim szlakiem, niestety tłumnie – mimo, że to nie weekend – obleganym przez pnących się w górę przyszłych zdobywców Giewontu. Jakkolwiek to może nie zabrzmi monotonia zejścia tym szlakiem była bardziej męcząca niż gdybym miała nim wejść. Po krótkiej przerwie pod schroniskiem na Hali, gdzie niestety wciąż nie ma szarlotek, podreptałam do ostatniego nieodwiedzonego przeze mnie schroniska – Hotelu PTTK Kalatówki powyżej Polany o tej samej nazwie. Szarlotka była jak złoto (9 zł), naprawdę byłam pozytywnie zaskoczona. Droga powrotna do Kuźnic z tego miejsca to już czysta formalność. Cała trasa bez przystanków zajmuje ok. 7,5h i liczy ponad 15 km.

Druga część przygody z Czerwonymi Wierchami zaczyna się w Kirach, skąd ruszam zielonym szlakiem, by po kilkunastu minutach odbić na czerwony szlak, który prowadzi przez całe Czerwone Wierchy aż do Kasprowego i dalej przez Orlą Perć na Przełęcz Krzyżne. Pierwsza godzina to było dla mnie trudne podejście, w lesie, trochę mokro po deszczu, wilgotno, jeszcze kawałek za Polaną Upłaz się męczyłam, a potem jak skończył się las i zaczęła kosówka było już coraz lepiej. Wyłonił się Giewont z nietypowej strony, natomiast do Chudej Przełączki wiało niemiłosiernie, skończyłam z chusteczką do nosa w jednym uchu, żeby mnie nie przewiało a i droga się trochę dłużyła. Od Chudej Przełączki na Ciemniak to już całkiem łatwo poszło, jednak z zaskoczeniem odkryłam, że nie ma tu tabliczki ze szczytem. Akurat zebrało się sporo ludzi, więc podreptałam na sąsiednią Krzesanicę, najwyższy szczyt Czerwonych Wierchów. Od strony Ciemniaka oberwana, skalista ściana Krzesanicy wygląda naprawdę imponująco, a na szczycie turyści z lubością ustawiają stożki z kamieni. Nie rozumiem tego, bo pierwsza i podstawowa zasada obcowania z naturą i górami mówi: „nie zostawiaj po sobie śladu”, jednak człowiek ma jakiś taki wewnętrzny imperatyw i stożek musi ustawić. A czytałam kiedyś, że one nie tylko ingerują w erozję skał jak również dezorientują ptaki. TPN jednak z tym ani nie walczy ani nie informuje, więc mamy Krzesanicę w stożkach. Przed samym wejściem na szczyt spotkałam lisa, znanego w okolicy złodziejaszka, który jednak zorientowawszy się, że nic nie dostanie ostentacyjnie mnie minął w poszukiwaniu innych ofiar na Ciemniaku.
Zejście zaplanowałam przez Tomanową Dolinę, do której obija się na Chudej Przełączce na zielony szlak trawersujący zbocze. Ależ to jest piękna trasa! Są momenty nieco strome i kamieniste, zejście do Schroniska na Hali Ornak jest długie, ale aż do Niżnej Tomanowej Doliny towarzyszą nam przepiękne widoki okolicznych szczytów. Szarlotka w schronisku po czymś takim smakuje iście wybornie! Szczególnie jak można się ułożyć na trawce na kocyku i podziwiać otaczające nas skały. Potem powrót na parking w Kirach to już prosty spacerek po płaskim.

Info praktyczne:

  • jak mam wyjście w góry z Kuźnic to parkuje przy rondzie JP II, fakt, że wtedy jest dalej do samego punktu startowego, ale dzień w parkomacie kosztuje 22,90 zł, natomiast najdroższy jest tzw. parking nr 3, ostatni oficjalny parking koło hotelu Murowanica – kosztuje 40 zł. Raz musiałam z niego skorzystać, kiedy nie zadziałała mi karta w parkometrze przy rondzie właśnie. Za nim jest jeszcze kawałek trawy, na której na dziko zdzierają 50 zł za nielegalny w sumie postój;
  • parkingi w Kirach w większości kosztują 20 zł;
  • wstęp kosztuje 8 zł, można również wchodzić na bilecie tygodniowym, bilet można kupić online, ale nie ma oddzielnej kolejki przy wejściu dla posiadaczy elektronicznego biletu;
  • w pierwszym wypadku jeśli poruszacie się przez Halę Kondratową to schronisko macie w dobrym punkcie, w drugim przypadku zanim zejdziecie do schroniska na Hali Ornak minie wiele godzin, więc zapas jedzenia i picia bardzo się przyda.

Przełęcz Liliowe 1952 m n.p.m., Świnicka Przełęcz 2051 m n.p.m. i Kasprowy 1987 m n.p.m.

Trzy bardzo fajne punkty widokowe, choć dwa z nich to technicznie przełęcze. Typowy przykład wycieczki, której pierwotny plan zmieniał się w zależności od sił i pogody, bowiem plan zakładał wejście tylko na Kasprowy. Wyruszyłyśmy z Brzezin – mojego ulubionego miejsca startu na Halę Gąsienicową i do Murowańca, a w schronisku uznałyśmy, że taka droga tylko na Kasprowy to jakaś prosta zbytnio, więc kombinowałyśmy. Po dojściu do dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Kasprowy zagadujemy chłopaka, który schodzi z czarnego szlaku i podpytujemy o warunki wejścia na Świnicką Przełęcz właśnie tym szlakiem, ale opisuje sporo śniegu (połowa czerwca 2022), my nie mamy raczków ani kasków więc odpuszczamy. Wybieramy żółty i dalej zielony szlak na Przełęcz Liliowe. Poza jedną płachtą śniegu nieopodal grzbietu droga jest czysta. A po drodze piękna panorama na Zielony Staw Gąsienicowy, a i z przełęczy widoki bardzo zacne. Po krótkim leżeniu na trawce i odpoczynku ruszamy na Kasprowy, ale ta Świnicka Przełęcz nie daje mi spokoju, po kilku minutach robimy odwrót i idziemy jednak na nią, korzystając z czerwonego szlaku. Ależ to był dobry pomysł! Widokowo super, kamieniście no i przekonałyśmy się, że wejście czarnym szlakiem by nas wykończyło – stromo i po śniegu – nie najlepsza kombinacja. Na Świnicę nie ciśniemy, trzeba oszczędzać siły na powrót, poza tym tutaj i kask i rękawiczki na łańcuchy są potrzebne, ale miło było obejrzeć ją z bliska. Jeszcze na nią wrócę. Po popasie w miłych okolicznościach przyrody wracamy na Przełęcz Liliowe i dalej na Kasprowy, o tym że się zbliżamy świadczą tłumy ludzi z kolejki. W restauracji łapiemy po szarlotce i – choć pierwotnie miał być powrót do Kuźnic na obiad i potem podjechanie do Brzezin po auto busem – wracamy jednak z Kasprowego żółtym szlakiem przez Murowaniec do Brzezin. Wycieczka długa, z przystankami ponad 8h w górach i ponad 22km w nogach.

Info praktyczne:

  • parking w Brzezinach kosztuje 30 zł, nie jest zbyt duży, ale jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie znalazła miejsca o różnych porach poranka;
  • wstęp kosztuje 8 zł, można również wchodzić na bilecie tygodniowym, bilet można kupić online, ale nie ma oddzielnej kolejki przy wejściu dla posiadaczy elektronicznego biletu;
  • przy kasie w Brzezinach są 2 toi toi, bardzo czyste, można bez stresu korzystać;
  • na powyższej trasie są 2 schroniska Murowaniec i Obserwatorium na Kasprowym, niemniej warto zabrać zapas szczególnie picia, bo to całodzienna wycieczka.

Trzydniowiański Wierch 1758 (1762) m n.p.m. i Kończysty Wierch 2002 m n.p.m.

Tatry Zachodnie są dla mnie o tyle trudne, że droga do nich wiedzie przez długą i nudną Dolinę Chochołowską, a kolejka Rakoń, którą można sobie podjechać kursuje tylko 8-16:30, a więc o 6:00, o której zwykle ruszam i tak trzeba dyrdać na piechotę. Niemniej jak już znalazłam w sobie ten power to ruszyłam na Trzydniowiański Wierch z Polany Trzydniówkowej (od niej szczyt ma nazwę, choć skąd te trzy dni – nie wiadomo). Pierwszy odcinek szlaku wiedzie dość ostro w górę po żlebie, w którym prowadzony jest wyręb drzewa, więc za wygodnie to nie jest, bo jest masa śmieci. Potem szlak wchodzi w las i akurat poprzedniego dnia padało, więc dziś jest ogromna duchota, nie mogłam w ogóle złapać oddechu. Dopiero po wyjściu z lasu, kiedy zaczyna się kosówka robi się przyjemnie i widokowo obłędnie, bo widać pięknie i zachodnią stronę i Ornak. Po jakimś czasie kończy się kosówka i zostaje tylko łysy grzbiet do pokonania. Siedząc na szczycie podziwiam panoramę, uzupełniam kalorie i łypię w lewo na Kończysty Wierch, który wydaje się rzut beretem. Faktycznie, daleko nie jest, ale ostatnie podejście to mocno zaniedbane już schody, a na końcu sypkie kamienie. Jednak dojście tu nie zajmuje więcej jak 25 minut. Na Kończystym panorama się zasadniczo nie zmienia, dochodzi panorama na Raczkowe Stawy po słowackiej stronie. Po lewej Starorobociański, po prawej Wołowiec, Rakoń i Grześ, ale mam dość precyzyjnie obliczone picie, więc nigdzie już dalej nie idę, tylko śmigam (tuż pod Kończystym zaliczam glebę i złamany kijek, bo mi kamienie odjechały) z powrotem na Trzydniowiański i dalej czerwonym szlakiem Doliną Jarząbczą do schroniska w Dolinie Chochołowskiej na deser chochołowski (szarlotka z polewą jagodową). Zejście początkowo Szerokim Żlebem jest dość pionowe w dół i kamieniste, ale widoki obłędne, natomiast od Jarząbczego Potoku już jest w sumie płasko, tylko długo. Cała wycieczka zajęła mi ponad 10h.

Info praktyczne:

  • parking przy Siwej Polanie – każdy kosztuje tyle samo: 15 zł za dzień, więc warto dojechać do tego najbliżej kas, żeby skrócić tę asfaltową wędrówkę do minimum;
  • od maja do września od 9 do 16:30 do spod kas do Polany Huciska kursuje kolejka Rakoń (ciągnik z wagonikami, 7 zł) i pozwala zaoszczędzić trochę siły przed wejściem gdzieś wyżej w Dolinie, czy na powrocie. Kolejka kursuje mniej więcej do 30 minut, a  trasę w jedną stronę pokonuje w ok. 15 minut. Innym sposobem jest skorzystanie z własnego lub wypożyczonego roweru, ponieważ Chochołowska jest jednym z niewielu wyjątków, gdzie do Polany Chochołowskiej można przyjechać rowerem (można jeszcze do Murowańca, ale nie wiem którym szlakiem) i przyjść z psem. Wszędzie indziej w TPN jest to zabronione;
  • wstęp do Doliny Chochołowskiej kosztuje 8 zł, czyli tak jak w innych miejscach na terenie TPN, jednak nie obowiązuje tu bilet tygodniowy ani dzienny kupiony gdzie indziej, bowiem Dolina Chochołowska należy do Wspólnoty Leśnej Uprawnionych Ośmiu Wsi, która jest oddzielnym od TPN bytem. Bilet można kupić online, ale nie ma oddzielnej kolejki dla posiadaczy elektronicznego biletu;
  • w schronisku można płacić kartą.

Dolina Pięciu Stawów 1672 m n.p.m. i Świstówka Roztocka 1843 m n.p.m.

Całą zimę (wtedy szlak jest zamknięty) czekałam, żeby iść na Świstówkę nad Doliną Pięciu Stawów i kiedy w końcu się udało? W Boże Ciało, znane również jako dzień najazdu turystów na Tatry. Pierwszy raz szłam w takim tłoku do Piątki, celowo ominęłyśmy nawet Wielką Siklawę, bo tam szedł każdy, a czarnym szlakiem prawie nikt. W Piątce nie zagrzałyśmy długo miejsca, bo tłum nadciągał, i dość szybko wdrapałyśmy się na Świstówkę, skąd rozpościera się przepiękna panorama Pięciu Stawów. Wydawałoby się, że to najpiękniejsze miejsce tej trasy, ale czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Do pokonania jest jeszcze mała dolinka ze skalnym rumowiskiem  i zaczynamy trawersować w kosówkach Żleb Żandarmerii aż do punktu, w którym wyłonią się dwa stawy: Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko. Genialny widok! Potem już zejście do asfaltu jest nieco meczące, kamienne schody są dość śliskie po deszczu i wysokie. Kiedy w końcu znajdujemy się na asfalcie, w stronę Morskiego Oka płynie tłum, więc postanawiamy iść w przeciwnym kierunku i niebawem możemy się cieszyć ciszą i spokojem w Schronisku w Dolinie Roztoki. Wylegujemy się na trawie po pysznym obiedzie i wracamy do Palenicy.

Informacje praktyczne:
  • parking w Palenicy Białczańskiej/Łysej Polanie kosztuje od 36 zł za dzień i można go zabookować tylko online tutaj. W weekendy z piękną pogodą miejsca schodzą błyskawicznie – jest ich 1199, więc warto monitorować sytuację;
  • wstęp do TPN kosztuje 8 zł, lub można wejść w ramach biletu tygodniowego (40 zł/7 dni), bilet można kupić online, ewentualnie można od razu kupić bilet u pana od parkingu.
  • w schroniskach na trasie można płacić kartą.

Gdzie spać w Tatrach?

Choć może bardziej akuratne byłoby gdzie ja spałam, wszak baza noclegowa pod Tatrami jest potężna! Dla mnie ważne było, aby nocleg był na wsi, ale blisko cywilizacji, i w miarę blisko szlaków, z miejscem parkingowym i miejscem do przygotowania prowiantu na drogę oraz miejscem do relaksu. Wszystkie te warunki spełniał pewien apartament w Hrube Niżne, nieopodal Cyrhli, z genialnymi widokami z okna i okolicznych pagórków.

I jak Ci się podobało? Jesteś fanem/fanką górskich wędrówek? W Tatrach czujesz się jak w domu? Daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję!

Zapraszam Cię również na mój fanpage na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!

2 komentarze to “Wędrówki górskie po Tatrach dla średniozaawansowanych – czerwiec 2022”

  1. Uwielbiam górskie wycieczki. W ogóle czuję, że góry to moje miejsce na ziemi. Piękne widoki, natura, cisza, spokój – no czego chcieć więcej? 🙂 Trasy prezentowane znam i bardzo lubię. Dzięki za wszystkie te przydatne tipy, na pewno je wykorzystam przy kolejnej podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.