Buenos Aires jawiło mi się jako równie egzotyczne miasto co Kuala Lumpur, tak odległe, tak inne od tego, co znam. Okazało się zupełnie swojskie, bardzo nowojorskie, czyste, ładne i przyjemne w zwiedzaniu. Stolica Argentyny to ogromna metropolia, największa w kraju i jedna z największych w całej Ameryce Południowej. W samym mieście i okolicach (prawie 3 000 km²!) mieszka prawie 1/3 populacji kraju, który liczy sobie około 44 miliony obywateli. Buenos Aires oznacza po prostu Dobre powietrze lub Pomyślne wiatry, nazwa pochodzi od nazwy wzgórza na Sardynii, które było powyżej niezbyt ładnie pachnącego, toczonego zarazami (choćby malarią), miasta Cagliari. Ponad 200 lat później, w 1536 roku hiszpański żeglarz Pedro de Mendoza założył fort i port w obecnym San Telmo (około kilometra na południe od obecnego centrum Buenos Aires) i nazwał go Santa María del Buen Aire („Matka Boska Dobrego Powietrza”). Łącznie w boskim Buenos spędziłam 4 dni i spokojnie udało mi się zobaczyć wszystko co zaplanowałam. Choć w pierwszym momencie miasto może nieco przytłaczać, to przeciętny mieszczuch szybko się tu odnajdzie. Szerokie, zadrzewione aleje przypominają nieco Nowy Jork, choć brakuje tu tyle wieżowców. Jak się zabrać do planowania zwiedzania, co warto zobaczyć, a co można sobie odpuścić? Sprawdźmy! Czytaj więcej